Do mojego ogrodu przylatuje wrona siwa. Moim zdaniem jest samcem, nazywam ją więc wronem. Takich teraz pełno w Warszawie. Ale mój wron jest bez jednej stopy i ma złamany dziób, więc go poznaję. Wróble się go nie boją, a mój stary pies akceptuje jego zakusy na resztki obiadu w wystawionej na dwór misce. Burek odmyka najwyżej oko i podnosi ostrzegawczo ucho, by zaraz znowu zapaść w drzemkę, rozpoznawszy kalekiego intruza. Ciekawe, po czym? Może po podskokach na jednej nodze. Inne wrony płoszy, zresztą one same szybciej podejmują decyzję o niewchodzeniu mu w drogę.

Wron przychodzi do nas od trzech, może czterech lat. Jest latem i zimą. W zimie nie ma miski w ogrodzie, stoi więc napuszony i zziębnięty. Jesienią machając głową rytmicznie jak wahadło w zegarze z kukułką, rozrzuca dziobem opadłe liście i szuka jedzenia. Co prawda z innymi wronami, ale trzyma się jednak trochę z boku.

Nie jest taki sprytny jak sroki, które chleb z miski zabierają i zaraz się truchtem oddalają, jak to złodziejki. Potem rozejrzawszy się czujnie dokoła, zaszywają się w gąszczu zapuszczonego klombu i zakopują zdobycz w tajemnicy, po czym szybko odfruwają, by zmylić trop. Zakopują, by po chwili wrócić, wykopać i zakopać obok, zapewne w lepszym miejscu. I tak dalej, nerwowo.

Mój wron je wolno i w samotności, bo jest szczerbaty. Kawałki chleba często najpierw wyrzuca z miski. Musi je chwycić z płaskiej powierzchni, kładąc głowę na boku. Nie może złapać czubkiem dzioba. Ale najdziwniej pije wodę. By ją zaczerpnąć z glinianego gara pod kranem do podlewania, musi tę swoją głowę przechylić prawie do góry nogami. Wszyscy się wtedy w domu boimy, czy się nie zachłyśnie. I sami wstrzymujemy oddech.

Długo wrona nie widziałam. Martwiłam się, że może słabszego rozdziobały kruki i bracia. Jednak ostatnio spotkaliśmy się znowu. Siedział na starym trzepaku z kawałkiem chleba z miski w złamanym dziobie. Ucieszyłam się, a on pozwolił mi podejść na metr, a ponieważ siedział na wysokości mojej twarzy, patrzyliśmy sobie w oczy. Uśmiechnęłam się do niego, mówiłam mu spokojnie, że cieszę się, że go widzę. I inne takie tam czułości.Niestety zaraz zawołał mnie mąż. Przerwał moje szepty i naszą randkę. Tłumaczył potem, że nic nie zauważył. Jednak kochanek mi uciekł.