Numer francuskiego magazynu „Elle” z kwietnia publikuje na okładce i w środku osiem światowych gwiazd: m.in. Monicę Bellucci, Ines de la Fressange, Evę Herzigovą, Charlotte Rampling, Sophie Marceau. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że gwiazdy na zdjęciach słynnego fotografa mody Petera Lindbergha są – uwaga! – bez makijażu, bez retuszu, bez Photoshopu. „Osiem kobiet odważyło się pokazać prawdziwą urodę” – zachęca okładka „Elle”.
W świecie magazynów kobiecych to sensacja. Gwiazda w stanie naturalnym pojawia się tylko, gdy paparazzi przyłapie ją na porannym spacerze po pieczywo. W innych okolicznościach medialnych pracę nad twarzą, ciałem i strojem gwiazdy wykonuje sztab zawodowców od mody i urody, a rezultat ich pracy do perfekcji doprowadza ekipa obróbki cyfrowej. Owszem, portale zagraniczne i polskie lubują się w reportażach typu „zobacz gwiazdy bez makijażu”. Ale w podtekście materiału jest: „zobacz, jakie są nieatrakcyjne”.
W obróbce celują magazyny amerykańskie, mistrzostwo osiągnął „Vogue”. Na jego okładce tak samo wyglądają kobiety w wieku 20 i 70 lat, matki są młodsze niż córki. Każdy uśmiechnięty, szczupły i szczęśliwy. Mężczyznom dodaje się włosów, kobietom ujmuje z bioder i nosów, podnosi pupy i usuwa zmarszczki.
Mniej eleganckie niż „Vogue” kolorowe pisma także robią ze zdjęciami, co chcą. Zmienia się położenie postaci i pozycje ciała, usuwa zbędne szczegóły, głowy znanych osób przyczepia się do ciał modelek. Wpadki retuszerów dokumentuje strona internetowa www.photoshopdisasters. Brak jednej nogi, trzy ręce, dwie lewe dłonie, pojedyncza noga, która do nikogo nie należy, lewitujący w powietrzu talerz, którego nikt nie trzyma itp... Można się pośmiać, zachęcam do odwiedzin.