Wszyscy zaczęliśmy wierzyć, że istnieje tylko jeden sposób widzenia. Przyjęliśmy język, który nie był wcale nasz. Język oparty na logice zysku i zwycięstwa najsilniejszych. Przestaliśmy zauważać, że jest on nacechowany ideologicznie. Kody i symbole pozwoliliśmy poddać logice wolnego rynku, wzrostu, konsumpcji. A utrata języka oznacza utratę kultury. Straciliśmy możliwość kreowania alternatyw na szeroką skalę, bo nie potrafiliśmy zdobyć dla myśli lewicowej kultury popularnej.
O-co-nam-cho
Uważamy, że popkultura jest istotna, gdyż jej wpływ jest ciągły i silny. Obejmuje wszystkie grupy społeczne, wiekowe i ekonomiczne. Czy tego chcemy, czy nie, funkcjonujemy w świecie zbudowanym z klisz filmowych i serialowych, posługujemy się cytatami, odniesieniami i skojarzeniami, które popkultura uczyniła wspólne wszystkim.
W założeniu rodzima popkultura jest dostępna i zrozumiała dla każdego, przykrojona na miarę „typowego Polaka". Według przekonań twórców kultury popularnej, które mieliśmy szanse poznać na przestrzeni ostatniego roku, „typowi Polacy" są seksistowskimi, rasistowskimi homofobami, których bawią żarty z kopulacji i defekacji. Na szczęście okazało się, ze „typowi Polacy" to w istocie zbiór pusty. Wyszło na jaw, że jeśli dać nam – faktycznym, a nie wymyślonym odbiorcom – możliwość komentarza, wyśmiejemy absurdy Polski TVN-u i Polski Polsatu. Co więcej, potrafimy kpić znacznie celniej i dowcipniej niż ci, których zawodem stała się drwina. Określone też zostały pewne granice: nie chcemy oglądać, jak „znany projektant mody" obmacuje nieletnie kandydatki na modelki; nie pójdziemy do kina na film pozbawiony scenariusza i reżyserii; nie będziemy śmiać się z żartów w klimacie podstawówki sportowej: strong arms, small head. Chcemy rozrywki, która jest inteligentna nie tylko w sferze deklaratywnej – jak filmy duetu Saramonowicz/Konecki. Chcemy, żeby już nigdy nie nazwano inteligentną rozrywką filmu, w którym Dorociński – Jezus „nawraca" lesbijkę na ciążę i ślub kościelny. Sprzeciwiamy się temu, żeby w kraju pozbawionym rzetelnej edukacji seksualnej w komedii romantycznej siedmiotygodniowy embrion na USG był pokazywany jako bardzo małe niemowlę, podczas gdy taki zarodek bardziej przypomina jaszczurkę zawieszoną w kisielu. Nie pozwolimy wciskać nam, że dwie dziewczyny z domu dziecka – kwiaciarka i kasjerka – mieszkają w dwupoziomowym mieszkaniu na warszawskiej Starówce.
Nie liczymy, że zmiana będzie spektakularna. Że tknięta sumieniem Edyta Górniak opuści swoją wartą 3 mln zł willę w Konstancinie, by wspierać walkę lokatorów ze Stolarskiej w Poznaniu. Że Natasza Urbańska w końcu się opamięta i nadchodzącej zimy zobaczymy ją pikietującą przed sklepem z futrami. Że Jarosław Kuźniar zacznie się na antenie TVN24 domagać podniesienia płacy minimalnej. Że Kinga Rusin będzie z nami walczyła o bezpłatną edukację na wysokim poziomie. Że zamiast oglądać umęczone i zestresowane zwierzęta na planach kiepściutkich programów rozrywkowych, zobaczymy rzesze celebrytów w trakcie takich akcji, jak protest przeciw trzymaniu psów na łańcuchach. Że Kuba Wojewódzki zmieni porsche na rower i będzie domagał się inwestycji w tani oraz bezpieczny transport publiczny, a z ust Miss Polonia usłyszymy, że jej największym marzeniem jest przejście własności środków produkcji z rąk kapitału w ręce ludu pracującego miast i wsi.
Wierzymy jednak w możliwość i chęć dyskusji. I w to, że wobec miażdżącej dominacji modelu „dobrego życia", oznaczającego nabywanie, konsumowanie, wyglądanie ładnie i siedzenie cicho, nie jesteśmy bezbronni. A także, że długotrwała niezgoda na chłam wymusi zmianę.