– Kokosza zawsze bardziej lubiłem niż Kajka – opowiadał w jednym z wywiadów Janusz Christa. – Bo był prawdziwszy. Czerpałem go trochę z siebie.
Komiksy rysował od dzieciństwa. Znajomym opowiadał, że w muzeum oglądając jakiś obraz czuł niedosyt, bo nie miał on kontynuacji. Słynął z poczucia humoru. Był typem gawędziarza. Wymyślał historię do tego stopnia, że ta sama zyskiwała coraz to inne zakończenia w różnych odsłonach.
Urodził się w Wilnie, pięć lat przed II wojną światową. Był obdarzony wieloma talentami i do tego pracowity – codziennie rysował pasek do gazety. Uważał się jednak nie tyle za artystę, co za rzemieślnika uparcie pokonującego opór materii. Stworzył własny język, własną kreskę.
Bywał w sopockim SPATiF-ie, do którego chętnie ściągali wówczas artyści. Miał 23 lata, gdy w 1957 roku na prośbę kumpli z kapeli jazzowej narysował serię ilustracji do opowiadania o Louisie Armstrongu. Komiks nie był wtedy popularny, przeciwnie – budził nieufność władzy. W tym samym czasie w Polsce zaczął ukazywać się tygodnik dla młodzieży „Przygoda” – dodatek do „Życia Warszawy”. Christa wysłał do niego swoje prace pisząc, że jest reemigrantem ze Szwecji, który tam współpracował z magazynami komiksowymi… Dzięki temu fortelowi zaczęła się współpraca. Pod koniec lat 50. rozpoczął rysowanie dla „Wieczoru Wybrzeża” – tak powstał western „Jack O Key”, ale został szybko zawieszony. Do komiksu marynistycznego wymyślił postać Kajtka – Majtka i jego przyjaciela Koka. Zyskali niebywałą popularność. Potem wysłał ich w kosmos. Jeszcze później w przedchrześcijańskiej Polsce (by uniknąć kłopotów z cenzurą) umiejscowił Kajko i Kokosza. Popularność rysownika rosła – do współpracy zaprosił go „Świat Młodych” – pojawił się Kajko i Kokosz w kolorze. Wraz z nimi powstała cala galeria charakterystycznych wyrazistych postaci.
– Nie ukrywał, co myśli – pamięta Paulina Christa, wnuczka rysownika, wspominając smakowite historyjki z jego udziałem. – Pozwalał, na co nie powinien pozwalać.