Reklama

Albania szykuje się do wejścia do Unii Europejskiej

Tirana przez lata pozostawała w niemal całkowitej izolacji od świata. Teraz Pjongjang Europy się otwiera i bardzo zyskuje przy bezpośrednim poznaniu. Choć gospodarka nie jest jeszcze w stanie sprostać wyzwaniom nawet średniego rozwoju, Albania wie, że jedyna droga wiedzie przez Unię Europejską.

Aktualizacja: 21.07.2016 07:00 Publikacja: 20.07.2016 20:38

Plac Wilsona w Tiranie.

Plac Wilsona w Tiranie.

Foto: 123RF

Porównanie stolicy Albanii do serca reżimu Korei Północnej nie jest bezzasadne. Rządy Envera Hodży były być może mniej krwawe niż dynastii Kimów, ale albański pomysł w czasach głębokiego komunizmu tworzył równie pustelniczą, samowystarczalną krainę.

Można zaryzykować twierdzenie, że to Pjongjang nawet był i jest bardziej otwarty na zagraniczne pieniądze, a Albania przez blisko cztery dekady najgorszego totalitaryzmu nie brała pomocy od nikogo.

Wszechobecna apatia

Takie podejście pozostawiło ślady w psychice mieszkańców. Każdy ma w rodzinie historie aresztowań, obozów pracy, cierpienia i śmierci. Bezwład systemu sądowego, rozstrzygającego sprawy na korzyść tych, którzy dają więcej, trwa od początku lat 90. i trudno liczyć na to, że zapowiadana na 21 lipca reforma wiele zmieni.

W Albanii rządzi apatia, która tworzy koalicję ze wszystkimi. Jest zarówno opozycją, jak i partią rządzącą. Politycy rządu z premierem Edi Ramą na czele wyglądają na spotkaniach jak ludzie zmęczeni sytuacją. Podobnie brzmią urzędnicy unijni, którzy nadzorują proces akcesyjny.

Albania o przyjęcie do Unii stara się od 2003 r. Formalnie krajem o statusie potencjalnego kandydata jest od dwóch lat. Udało się jej dołączyć do NATO (2009), a na ostatnią prostą akcesji skierowały Tiranę Ateny podczas greckiej prezydencji. Premier Rama, którego wizerunek ucierpiał ostatnio od wielu zarzutów korupcyjnych (m.in. sprawa zdjęcia z Obamą, za które Rama miał wpłacić 80 tys. dol. na rzecz kampanii Obamy ubiegającego się o reelekcję w 2012 r.), wie, że Unia to jedyny gwarant przyszłości. Podkreśla wagę drogi do integracji, bo to właśnie możliwość zmieniania każdej płaszczyzny działania Albanii jest w stanie wszechobecną inercję zatrzymać.

Reklama
Reklama

Kraj nie może się pochwalić rozwiniętą gospodarką (przedostatnie miejsce w Europie pod względem PKB, gorzej jest tylko w Bośni; połowa mieszkańców do niedawna nie płaciła za prąd), a sukcesem według szefa rządu jest to, że już nikt nikogo nie morduje na meczach z Serbią. Bezrobocie pozostaje na poziomie 17 proc., a Albania wypracowuje rocznie mniej niż średniej wielkości chiński koncern.

Miasto jak z obrazu

Pozostawiając skomplikowaną sytuację politykom, idźmy na spacer po centrum. Rządowe budynki otaczają główny bulwar Dëshmorët e Kombit, poległych za ojczyznę. Kancelaria premiera to prostopadłościan pozbawiony wystających elementów. Z jego bryłą kontrastuje jedynie dach zawieszony nad głównym wejściem – w nocy staje się wielkim neonem, który pulsuje, reklamując urząd szefa rządu szeregiem lampek niczym nocny klub.

Obok z ziemi wyrasta betonowa piramida. Zbudowano ją w 1988 r., trzy lata po śmierci dyktatora, jako nieoficjalne muzeum jego pamięci. Kosztowała zrujnowaną Albanię 700 mln dol. Dziś straszy potłuczonym szkłem i bazgrołami na betonowych ścianach. Młodsi i sprawniejsi wspinają się na jej szczyt, by zrobić sobie zdjęcie.

Nieopodal, przy głównej ulicy ciągną się gmachy ministerstw. Ich zmęczona słońcem żółć o ciepłej barwie i długie fasady sprawiające wrażenie, jakby wyszły spod ogromnej drukarki 3D, przywodzą na myśl dzieła de Chirico. Całości surrealistycznego obrazu dopełnia niedokończony wieżowiec-szkieletor górujący nad centrum. Dalej koparka rozbija gruz i przekłada go na wywrotkę. W Albanii praca nie wre. Metodycznie postępuje z dnia na dzień pomimo kurzu, palącego od rana słońca, blaknących kolorów i szarzejących od narastającej inercji twarzy.

Całości obrazu dopełniają bezdomne psy, których Tirana jest pełna. Snują się, wchodzą w grupy przyjeżdżających coraz częściej do Albanii wycieczek i patrzą oczami, które zdają się nie pamiętać dobra.

Jak bunkry po deszczu

Trudno się dziwić psom, jeżeli ludzie musieli przejść przez cztery dekady piekła Envera Hodży. Przeszedł on do historii jako paranoik żyjący w ciągłym strachu przed inwazją. Kraj mieli najechać wszyscy: imperialiści, szeroko rozumiany Zachód, nieznane siły – zaskoczenie mogło nadejść w każdej chwili. Poza zdruzgotaną psychiką obywateli oraz opowieściami o rodzicach i dziadkach wysyłanych do obozów pracy pozostawił po sobie ok. 700 tys. bunkrów. Jednoosobowych minikopuł z wizjerami i uchwytami na karabiny maszynowe.

Reklama
Reklama

Można je znaleźć wszędzie. Wyrastają z ziemi w parkach, obok meczetów, rządowych budynków, w górach, nad morzem – są tak nierealne, że w pierwszej chwili traktuje się je jak instalację nowoczesnego rzeźbiarza, który chciał zwrócić na siebie uwagę i przy okazji miał dostęp do nieograniczonych ilości betonu. Trop sztuki nowoczesnej jest prawidłowy. W Tiranie można trafić na rzeźby, instalacje i plastikowe modele grzybów wielkości człowieka, które mają chyba łagodzić skutki obcowania z bunkrami. Sztuka przekładana jest na język turystów za pomocą rozumianego na całym świecie hasła „Made in China", ale szwankujące od nowości (czyli wyjęcia z folijki) papierośnice z czarnym, dwugłowym albańskim orłem po jednej i Skanderbegiem na koniu, symbolem walki o niepodległość sprzed ponad 500 lat, mające zapalniczkę i instrukcję po chińsku, doskonale wpisują się w historię kraju.

Pekin łączy

Gdy drogi Moskwy i Pekinu zaczęły się rozchodzić, Albania ogłosiła separację od bloku wschodniego. W 1961 r. zawiesiła członkostwo, a 1968 wystąpiła z Układu Warszawskiego. Budowała przyjaźń z Pekinem.

Było w niej nawet miejsce dla Polaka, Kazimierza Mijala, który przed 48 laty zbiegł pod albańskim nazwiskiem pod skrzydła Hodży i tworzył polską część komunistycznego Radia Tirana.

Deng Xiaoping popsuł braterstwo dostosowywaniem Chin do kapitalizmu, dlatego na nowo trzeba było popaść w izolację.

Po latach Chińczycy wracają z nowymi obietnicami inwestycji, milionów dolarów i wizją albańskich portów działających w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku. Politycy pozostają na razie sceptyczni, bo chiński plan nie wychodzi poza urzędowe dokumenty. Chiński kapitał obiecywany Tiranie pozostaje natomiast alternatywą dla środków z Unii.

Drinki u komunistów

Po zmroku atmosfera nieco się zmienia. Większość pieszych zastępuje na ulicach personel sprzątający, a mieszkańcy idą do klubów. Te bardziej modne i młodzieżowe można znaleźć w dzielnicy Blloku, w której mieszkali dawni aparatczycy reżimu Hodży. W willi dyktatora dziś jest amerykańska szkoła.

Reklama
Reklama

Tirańczycy rozmawiają, atmosfera sprawia nawet bardziej zachodnie wrażenie niż w polskich klubach. Nad wszystkim unosi się pamięć o tym, co jeszcze dwie dekady temu trzymało kraj w żelaznym uścisku.

Przykładem przyszłych zmian jest plan zagospodarowania dzielnicy studenckiej. Resort rozwoju rozpisał przetarg na projekt dający jej powiew świeżości. Być może to przebudowa Qyteti Studenti, z której nadszedł sygnał do obalenia Hodży, da potrzebny całej Albanii impuls do uwierzenia, że zmiany na lepsze są możliwe.

Gospodarka
Graniczna opłata węglowa namiesza na rynku stali? Kluczowe wyzwania dla firm
Gospodarka
dr Marcin Mazurek, mBank: Dochodzimy do zdrowych zmian strukturalnych
Gospodarka
Czesi zaskoczeni sukcesem Polski. Ekspert o współpracy: Strategiczna konieczność
Gospodarka
Niezłe dwa lata gospodarki pod rządami Donalda Tuska
Gospodarka
90 milionów złotych – tyle kosztuje Rosjan godzina wojny Putina
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama