Północ. Deptak przy Copacabanie rozświetlony. Wielki bazar, wielka zabawa. Mam ochotę wysiąść z auta, przejść się. Ale to przecież Rio de Janeiro, miasto, które jeszcze do niedawna było zaliczane do najbardziej niebezpiecznych na świecie.
– Spokojnie, możesz iść sama. Jest bezpiecznie – słyszę od brazylijskich kolegów. I rzeczywiście jest bezpiecznie. Życie, a właściwie jedna wielka zabawa, mimo że do karnawału jeszcze czas, na Copacabanie zamiera dopiero około 4 rano. Dwie godziny później pojawiają się joggerzy i znów nowość – z zegarkami na rękach. Jeszcze rok temu byłoby to nie do pomyślenia. Zegarek, biżuteria były wtedy zaproszeniem do kradzieży, a popyt zawsze większy niż podaż. Zmiany są nie do pojęcia.
Mieszkańcy Rio, karioki, jak się ich nazywa, śmieją się także, kiedy pytam o to, czy w nocy auta nadal nie zatrzymują się na czerwonym świetle, by kierowcy i pasażerowie nie byli narażeni na napady rabunkowe. – W Rio mało kto zwraca uwagę na czerwone światło, kiedy przechodzi przez ulicę. Patrzy się tylko, czy nie jedzie samochód. Ale auta muszą się zatrzymywać – słyszę.
Oczywiście na ulicach, a szczególnie tam, gdzie pojawiają się turyści, widać policję i zapewne mundurowych jest mniej, niż tych w cywilu. Sami policjanci, którzy bez kłopotów porozumiewają się przynajmniej po angielsku i hiszpańsku, też wyglądają na rozbawionych.
Lotnisko, tunele, favele
Czas dojazdu z lotniska Antonio Carlos Jobim do centrum miasta – Copacabany – to nie więcej niż 40 minut. Przed olimpiadą trzeba było przeznaczyć na tę podróż przynajmniej półtorej godziny. Teraz autobusy i taksówki poruszają się wydzielonym pasem, a jezdnie, tam gdzie się dało, zostały poszerzone, więc korki są sporadyczne. Tak jest w całym mieście, gdzie powstało ponad 150 kilometrów pasów szybkiego ruchu, co przyspieszyło przejazdy do pracy, zwłaszcza dla najbiedniejszych mieszkańców miasta. Zbudowano cztery nowe tunele pod wzgórzami, na których zbudowane jest miasto. Na miesiąc przed igrzyskami ruszyła kolejka wiodąca z miasta daleko poza centrum. I dalej ma być budowana. Powstała nowa linia metra. A jakby przy okazji w favelach odnowiono jeszcze 400 szkół i zbudowano skromne, ale nieźle wyposażone kliniki. – Czas oczekiwania np. na badanie EKG, to 1–2 dni, kiedyś była nieskończoność – mówi Elisabeth Rezende, która czekała na wizytę w jednej z kilinik w biednej dzielnicy miasta. W niektórych dzielnicach biedoty mieszkali w czasie olimpiady turyści. Wyjechali, ale kliniki zostały.