Walka między zwolennikami a przeciwnikami przyjęcia pomocy na warunkach wierzycieli była niemal do końca wyrównana. Wstępne doniesienia mówiły o wysokiej frekwencji, a oficjalnych wyników z niecierpliwością wyczekiwali przedstawiciele branży finansowej. Traderzy walutowi z dużych banków londyńskiego City przychodzili w niedzielę do pracy, oczekując wielkich zleceń od klientów, a zarządzający funduszami ostrzegali, że jeśli Grecy powiedzą „nie" wierzycielom, rynki czekać będzie wiele dni chaosu.
– Dzisiaj demokracja pokonuje strach – mówił grecki premier Aleksis Cipras po oddaniu głosu w referendum. W piątek wieczorem w centrum Aten wiec przeciwników przyjęcia warunków wierzycieli zgromadził ponad 40 tys. osób. W pobliżu demonstrowało 18 tys. zwolenników głosowania na „tak". Do porozumienia z wierzycielami skłaniało się wielu Greków obawiających się chaosu gospodarczego i wyjścia ze strefy euro. Mówiono, że ci, którzy mają znaczące pieniądze w bankach, będą głosować na „tak", a ci, co mają kredyty – na „nie", bo liczą, że nie będą musieli ich spłacać.
Nawet część deputowanych nacjonalistycznej partii Niezależni Grecy, wchodzącej w skład koalicji rządzącej, nieśmiało sugerowała swoim sympatykom głosowanie na „tak". Za przyjęciem warunków wierzycieli był stary establishment – partie Nowa Demokracja i Pasok, a także wspierające ich środowiska biznesowe. W mediach kontrolowanych przez oligarchów znacznie więcej miejsca poświęcano zwolennikom głosowania na „tak" niż argumentom strony rządowej. „Za" głosowali też niektórzy hierarchowie Greckiego Kościoła Prawosławnego. Komunistyczna Partia Grecji namawiała zaś, by oddawać głosy nieważne. Powszechnie spodziewano się, że o wyniku zdecydują głosy młodzieży. Do głosowania w referendum uprawnione były nawet 17-latki. Stopa bezrobocia wśród greckiej młodzieży przekracza obecnie 55 proc.
Referendum było przeprowadzane w atmosferze zagrożenia. Martin Schultz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, ostrzegł Greków, że jeśli zagłosują na „nie", ich kraj pogrąży się w chaosie na ogromną skalę. – Bez nowych pieniędzy pensje nie będą wypłacane, system ochrony zdrowia przestanie działać, systemy przesyłowe energii oraz transport publiczny się załamią – mówił Schultz. Grecki minister finansów Janis Waroufakis oskarżył wierzycieli o „finansowy terroryzm". Jego zdaniem starali się oni zastraszyć Greków wizją upadku systemu bankowego. Ateńskie Ministerstwo Finansów określiło jako „bzdurę" doniesienia „Financial Timesa" mówiące, że greckie banki planują przejąć 30 proc. znajdujących się w nich depozytów o wartości powyżej 8 tys. euro.
Nawet jeśli takich planów nie ma, to sytuacja greckiego sektora bankowego jest bardzo poważna. Krążyły pogłoski, że w nocy z niedzieli na poniedziałek zamknięte zostaną bankomaty. Przetrwanie banków zależne będzie od tego, czy w poniedziałek Europejski Bank Centralny przedłuży im nadzwyczajną pomoc płynnościową (ELA). Przedstawiciele EBC sugerowali już, że w decyzji na ten temat będą się kierować m.in. wynikiem referendum i że mają środki, by w razie potrzeby powstrzymać rozlewanie się kryzysu po strefie euro.