Wyraźne spowolnienie jest już odczuwalne także w Chinach. W przyszły poniedziałek Chińczycy będą obchodzić święto nowego roku w minorowych nastrojach. Dla ich poprawy władze postanowiły rozdać 74 milionom najuboższych obywateli po 100 juanów (ponad 10 euro) na osobę na wsi i po 150 wszystkim biednym mieszkańcom miast. Łącznie ponad miliard euro, aby chociaż Rok Bawołu zaczął się w lepszych nastrojach.

Chiny, które jeszcze rok temu napędzały rozwój światowej gospodarki, odnotowały w roku 2008 jedynie 9-proc. wzrost. Chińskie Biuro Statystyczne ostrzegło, że finansowy kryzys się rozprzestrzenia i władze muszą zdecydowanie zadziałać. – Spadek tempa jest tak znaczący, że coraz mniej realne wydają się prognozy tegorocznego wzrostu PKB o 8 proc. – mówił wczoraj Jin Yanshi, ekonomista Sinolink Securities w Singapurze.

Japończycy nie mają już wątpliwości. Ich PKB będzie się kurczył do końca roku finansowego 2010. Główny powód to fatalne wyniki eksportu i kłopoty finansowe korporacyjnych gwiazd – Sony, Toyoty, Nissana. W grudniu 2008 eksport spadł aż o 35 proc. w porównaniu z wynikami 2007 r.. – W sytuacji, kiedy kłopoty mają już Azja, Europa i Stany Zjednoczone, popyt na eksport z Japonii zmniejsza się zastraszająco – uważa Yoshiki Shinke, ekonomista z Dai-ichi Life Research Institute. Bank centralny Japonii praktycznie nie ma już pola manewru, bo stopy procentowe są niewiele wyższe od zera, a prognozuje jeszcze spadek cen o 1,1 proc. do marca 2010 r.

Ekonomiści są zgodni, że to jednak z Waszyngtonu musi przyjść ożywienie gospodarcze. Aby je przyspieszyć, Timothy Geithner, kandydat na sekretarza skarbu, zapowiedział już rychłe wprowadzenie kolejnego pakietu stymulacyjnego. Ma on przywrócić zaufanie do gospodarki, Na razie jednak, mimo recesji w USA, to właśnie japoński jen i amerykańskie obligacje są poszukiwane przez inwestorów. Rosnący kurs jena i dolara utrudnia zaś odbudowę gospodarki.