Podatnicy, przede wszystkim firmy, zalegają już fiskusowi 25,9 mld zł. To rekord. Według Ministerstwa Finansów 12 proc. więcej niż w grudniu 2010 r. To największy skok niespłacanych zobowiązań od siedmiu lat.
Szczególnie zaskakujące są zaległości przedsiębiorców względem państwa. Firmy jak ognia bały się zawsze urzędu skarbowego czy ZUS i pilnowały terminów. – Jeśli ich zaległości podatkowe rosną, to jest to związane z pogorszeniem ich kondycji – uważa Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Jego słowa potwierdzają przedsiębiorcy, z którymi rozmawiała „Rz". – Pogarsza się płynność finansowa firm, co jest potęgowane niską dostępnością kredytów. Prowadzi to do zatorów płatniczych i problemów ze spłatą zobowiązań – wskazuje Marek Kędzierski, właściciel firmy Ar-Net z woj. śląskiego.
Świadczą o tym najnowsze dane o zatorach płatniczych Dun & Bradstreet Poland. W lutym wartość nieuregulowanych na czas zobowiązań zwiększyła się aż o 16,6 proc. w porównaniu z lutym 2011 r., a liczba dłużników – o 12,4 proc. Jest ich już 24 tys. Tradycyjnie największe problemy są w branży budowlanej, ale aż o 150 – 160 proc. wzrosła też wartość zaległości w branży spedycyjnej i produkcji opakowań.
– Przyczyną jest pogarszająca się koniunktura i znacznie mniejsza od oczekiwań liczba zleceń ze strony sektora publicznego. Niepłacone zobowiązania ciągną za sobą cały łańcuszek kontrahentów – mówi Tomasz Starzyk z Dun & Bradstreet.
Przedsiębiorcy mówią już o efekcie domina. – Nasza firma projektuje dla firm budowlanych, w tym dla podwykonawców publicznych inwestycji transportowych. Wykonawcy im nie płacą na czas, oni opóźniają się z płatnością dla innych – mówi Paweł Grygiel, właściciel firmy projektowej z Dolnego Śląska.