Tydzień pret-a-porter był przez lata imprezą branżową – dla dziennikarzy, speców od zakupów, projektantów. Dla reszty pozostawał widowiskiem mało interesującym – i tak prasa co chwilę opisywała nową modę. Od paru lat to się zmienia. Impreza sama w sobie stała się wydarzeniem, głównie natury towarzyskiej. Kto przyszedł i z kim, kto siedział w pierwszym rzędzie, to się liczy, nie ubrania na wybiegu czy modelki.
Paryż, Nowy Jork i Mediolan toczą pojedynek na celebrytów. Stugębna plotka mówi, że sławnym twarzom płaci się za obecność na pokazie nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Ale w Paryżu gwiazdy chętnie się lansują nawet bez łapówki.
Na pokaz Chanel w Grand Palais (90-osobowa orkiestra, trzy fontanny, tony kamieni na ogród a la Wersal) przybyło stado obecnych i byłych ambasadorek marki: Keira Knightley, Vanessa Paradis oraz nowość Elisa Sednaoui. Zauważono Charlotte Le Bon, pogodynkę, francuski odpowiednik Doroty Gardias. Stinga odnotowano u Rolanda Mouret, Orlando Blooma na pokazie Balenciagi oraz Janet Jackson u Johna Galliano.
Fascynacja celebrytami trwa, chociaż można się na nich przejechać. W zeszłym roku kolekcję Lindsay Lohan dla porządnego francuskiego domu mody Ungaro obśmiano. Była porażką medialną i handlową. Kto chce kupować tandetę sygnowaną przez Victorię Beckham czy Jennifer Lopez?
[srodtytul]Wiek ciała[/srodtytul]