To była sportowa sensacja początku 1999 roku. W półfinale Australian Open Lindsay Davenport, wówczas nr 1 na świecie, przegrała z 19-letnią Francuzką, która walczyła w turnieju od eliminacji. Amerykanka, kobieta duża i silna, przegrała własną bronią. Jej rywalka, choć o głowę niższa, miała wyraźnie wyrzeźbione mięśnie, lepszą kondycję i serwis. Stosowała też jednoręczny, mocny forhend, taki jaki tradycja przypisywała tylko mężczyznom.
Do tego zwycięstwa media rzadko zauważały Amelie Mauresmo, choć dziewczyna trzy lata wcześniej była najlepszą juniorką świata. Konferencja prasowa po półfinale zmieniła wszystko. Davenport powiedziała: – Wiele razy myślałam, że gram z mężczyzną. Ona ma takie mocne ramiona, uderza tak potężnie. W kobiecym tenisie tak się nie gra... Dodała jeszcze aluzję o "nienaturalnej" sile, która mogłaby wynikać z dopingu.
Odpowiedź Francuzki: – Może moja moc zrobiła na niej tak wielkie wrażenie, może to znaczy, że jestem naprawdę dobra, więc odbieram takie stwierdzenia jako komplement.
Davenport nie miała na myśli wyłącznie muskulatury Amelie, w końcu nie ustępowały jej pod tym względem Mary Pierce i "czarne Walkirie" – siostry Williams. Kontrowersje dotyczyły przede wszystkim seksualności młodej tenisistki. Głośno powiedziała o tym przed finałem w Melbourne Martina Hingis: – Mauresmo przyjechała do Australi z dziewczyną, myślę, że jest w połowie mężczyzną!
[srodtytul]Być jak Noah[/srodtytul]