Wielkie żniwa polskiej zbrojeniówki

Gospodarcze spowolnienie nie ima się polskich firm produkujących broń. Już dawno nie miały tak obfitych zamówień: koniunkturę nakręciły wojna w Afganistanie i wypadki w Gruzji

Aktualizacja: 07.09.2008 19:23 Publikacja: 07.09.2008 01:03

Rosomak szybko stał się hitem polskiego przemysłu obronnego

Rosomak szybko stał się hitem polskiego przemysłu obronnego

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

Idźcie tą drogą — zachęcał ostatnio prezesów firm obronnych marszałek sejmu Bronisław Komorowski, zaproszony na otwarcie nowo zbudowanej fabryki Przemysłowego Centrum Optyki w Warszawie. Zakłady powstały w 14 miesięcy i muszą pracować na trzy zmiany, by nadążyć z wykonywaniem kontraktów na noktowizory, przyrządy obserwacyjne, systemy kierowania ogniem do wojskowych pojazdów. Prezes firmy Ryszard Kardasz chwali się, że PCO, dzięki rewolucyjnej modernizacji armii — wymuszonej doświadczeniami w Iraku i Afganistanie, będzie miało co robić przez najbliższą dekadę. Tylko w tym roku udało się z MON zawrzeć kontrakty na prawie 200 mln zł. PCO korzysta z tego, że armia bierze każdą ilość noktwizorów a wkrótce też kamer i celowników termowizyjnych — bo nie chce być ślepa w nocy.

Wojsko więcej ćwiczy, a w starciach z talibami odpowiada ogniem. Pełną parą pracują więc amunicyjno — rakietowe Zakłady Metalowe Mesko. To firma która w tym roku zakontraktowała dostawy amunicji za kilkaset milionów złotych — tylko tej kalibru 30mm do rosomaka za 224 mln zł.

Każdy sygnał o opóźnieniu produkcji w siemianowickich Wojskowych Zakładach Mechanicznych dostarczających transportery opancerzone, gwarantujące bezpieczeństwo żołnierzom w Afganistanie wzbudza irytację w MON. Szef resortu obrony Bogdan Klich zapowiada, że chce wysłać na wojnę z talibami nawet 90 rosomaków. Na ich zakupy w WZM w tym roku MON zarezerwowało 594 mln zł. Płatne przy odbiorze.

Myślimy też o obronie. Powodów do narzekań nie ma Huta Stalowa Wola. Jej Centrum Produkcji Wojskowej ma już w kieszeni kontrakt (podpisany w dyskrecji wiosną tego roku), Armia zamówiła w hucie 36 czterdziestolufowych wyrzutni rakiet Langusta — gruntownie zmodernizowanej wersji „katiusz” BM 21 produkcji rosyjskiej. Za Langusty, wyposażone w pociski Feniks o przedłużonym zasięgu (to rakiety z zakładów w Bolechowie, nad których powstaniem pracowali Polacy i Francuzi) MON zapłaci 97 mln zł. Dodatkowe zamówienia na moździerze, maszyny do minowania narzutowego kroton i specjalne, ciężkie saperskie koparki sprawiają, że po latach mizerii HSW wraca do pierwszej ligi sektora obronnego.

Fakt uruchomienia programu Regina czyli rozpoczęcia produkcji dywizjonu krabów — w sumie 8 haubic a także kompletu pojazdów i maszyn towarzyszących od technicznych po dowodzenia oznacza kolejne zamówinia w przyszłości. Chodzi w sumie o zakup 48 samobieżnych haubic kal. 155 mm. wyposażonych w inteligentną amunicję. Wartość: ponad miliad zł. Start programu Regina oznacza pracę w HSW na najbliższe 10 lat i pieniądze na rozwój nowych broni na przykład moździerzowej wieży Rak.

Z pełnego portfela zamówień na radary i systemy dowodzenia cieszy się też Leszek Pawłowski, prezes Radawru. Za 140 milionów przez kilka najbliższych lat jego firma wyposaży w wojskową elektronikę m.in jednostki Marynarki Wojennej.

Jeszcze w tym roku zacznie zarabiać na dostawach w do armii samolotów skytruck PZL Mielec Sikorsky. Za 600 mln zł polscy mechanicy zatrudnieni przez amerykańskiego potentata w podkarpackiej firmie wyprodukują 12 samolotów transportowych.

Miliony trafią też do gdyńskiego Radmoru za radiostacje, giełdowej Lubawy, jako należność za kamizelki kuloodporne i namioty, PZL Świdnik, które mają zamienić śmigłowce Sokół w helikoptery pola walki Głuszec oraz Wojskowych Zakładów Lotniczych w Łodzi które za kilkadziesiąt milionów złotych usprawnią starsze wojskowe śmigłowce. Prezes grupy Bumar Edward Nowak wylicza, że holding w zeszłym roku dzięki dostawom dla armii zainkasował ponad 1,2 mld zł. Ten roku nie powinien być gorszy.

Sławomir Kułakowski Polskiej Izby Producentów na Rzecz Obronności Kraju

Zbrojeniówka nie odczuwa na razie skutków przyhamowania gospodarki. Większość firm pracuje na pełnych obrotach, bo sprzedaje wojskowy sprzęt, broń, amunicję własnej armii. A MON otrzymuje z budżetu ustawowo określone (1,95 wartości PKB) środki na wydatki obronne. Ten finansowy parasol nie dotyczy eksportu. Obserwujemy coraz głębsze załamanie zagranicznej sprzedaży naszego uzbrojenia. Ale nie mamy też wciąż nowoczesnego systemu wieloletnich zamówień dla naszego wojska, który pozwalałby planować produkcję, niwelować zagrożenia wywołane zmianami koniunktury i taniej produkować sprzęt dla armii.

Idźcie tą drogą — zachęcał ostatnio prezesów firm obronnych marszałek sejmu Bronisław Komorowski, zaproszony na otwarcie nowo zbudowanej fabryki Przemysłowego Centrum Optyki w Warszawie. Zakłady powstały w 14 miesięcy i muszą pracować na trzy zmiany, by nadążyć z wykonywaniem kontraktów na noktowizory, przyrządy obserwacyjne, systemy kierowania ogniem do wojskowych pojazdów. Prezes firmy Ryszard Kardasz chwali się, że PCO, dzięki rewolucyjnej modernizacji armii — wymuszonej doświadczeniami w Iraku i Afganistanie, będzie miało co robić przez najbliższą dekadę. Tylko w tym roku udało się z MON zawrzeć kontrakty na prawie 200 mln zł. PCO korzysta z tego, że armia bierze każdą ilość noktwizorów a wkrótce też kamer i celowników termowizyjnych — bo nie chce być ślepa w nocy.

Pozostało 81% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy