185 tys. zł (cena wywoławcza 90 tys. zł) za kronikę świata Schedla z 1493 r., 40 tys. zł (wyw. 20 tys. zł) za pierwszy polski podręcznik ekonomii dla szlachty z 1675 r., 16 tys. zł (wyw. 8 tys. zł) za plakat z 1926 r. „Gdynia. Nowy port nad Bałtykiem", reklamujący sukcesy gospodarcze Polski. To wyniki niedawnej aukcji bibliofilskiej w Lamusie (www.lamus.pl). Podobne przykłady można mnożyć. Ceny na aukcji były rekordowe.
– Pierwsza połowa roku zawsze jest słabsza. Jeśli w tym czasie nastąpił wzrost obrotów, jest to dobra prognoza na cały rok – komentuje Paweł Podniesiński, rzeczoznawca rynku antykwarycznego Stowarzyszenia Księgarzy Polskich.
Od 10 lat obroty na aukcjach bibliofilskich systematycznie rosną. W ubiegłym roku wyniosły ok. 10,5 mln zł. W pierwszym półroczu 2012, jak szacuje Paweł Podniesiński, były o 6,5 proc. większe niż w takim samym okresie ubiegłego roku. Rynek jest wyjątkowo stabilny. Zdecydowana większość kupujących to prywatni kolekcjonerzy. Dzięki temu za kilkadziesiąt lat książki te wrócą na rynek.
Czy okażą się dobrą lokatą? Czy obowiązywać będą te same trendy kolekcjonerskie? Nie wiadomo. Ale z pewnością nie przybędzie polskich zabytkowych książek, rękopisów czy grafik.
– Kończą się zapasy poloników. Coraz trudniej zgromadzić dobrą aukcyjną ofertę. Brakuje zabytkowych książek z uwagi na kataklizmy dziejowe. Poza tym kolekcjonerzy, którzy kupili książki po 1989 r., nie muszą ich sprzedawać. Klienci coraz więcej płacą za piękne oprawy. Są one traktowane jako elegancka dekoracja prywatnych lub służbowych wnętrz, jako źródło prestiżu. Piękna książka nobilituje – mówi Wiesław Dreas z Bydgoskiego Antykwariatu Naukowego (www.ban-dreas.pl).