- Leki w Polsce są jednymi z najtańszych w Europie. Na różnicy cen korzystają przedsiębiorcy, którzy trudnią się importem równoległym i wywożą leki z Polski. Rząd próbuje sobie z tym radzić, ale do końca się to nie udaje – dodała.
Drugi powód to priorytetyzacja rynku.
- Przerwy w produkcji wynikają z bardzo różnych przyczyn. Gdy pojawia się brak leku, firma, która wprowadza go znów na rynek, kieruje go na rynek priorytetowy. Z reguły jest to rynek rodzimy (dla producenta francuskiego jest to Francja itd.). Na priorytetyzację wskazuje też miejsce produkcji. Niestety Polska nie jest krajem najbardziej popularnym w produkcji leków, więc nie jest priorytetem w zapewnieniu ciągłości dostaw - tłumaczyła Misiewicz-Jagielak.
Trzecia przyczyna to fakt, że z powodu krótkowzrocznych oszczędności świat doprowadził do tego, że zbudował monopolistę.
- W Azji są producenci API (substancje czynne do produkcji leków) oraz intermediatów (półprodukty do produkcji substancji czynnych). Tam stworzyły się monopole. Byli dużo tańsi, bo nie inwestowali w ochronę środowiska czy pracowników. Inne fabryki substancji czynnych zbankrutowały i wszyscy zaczęli je kupować w Chinach i Indiach. Uzależniliśmy się od dostaw z tamtych regionów. Część tamtejszych fabryk została zamknięta i teraz wszyscy mamy problem – mówiła gość.
Polska jest w wyjątkowo skomplikowanej sytuacji. - Większość krajów UE dba, żeby jak największa produkcja leków odbywała się na terenie danego kraju. W Polsce nastąpiła sytuacja odwrotna. Doprowadziliśmy do tego, że producenci niezbyt chętnie produkują w kraju, bo uzyskują bardzo niskie ceny - tłumaczyła Misiewicz-Jagielak.