Czołowi łódzcy eksporterzy sprzedają m.in. do Chin, Japonii, Hongkongu, Republiki Południowej Afryki, Arabii Saudyjskiej, ale również na Grenlandię i do niszczonego konfliktem wojennym Jemenu. Ich apetyt na eksport jest jednak ciągle duży. Pytani podczas wręczenia nagród najlepszym łódzkim eksporterom w konkursie „Regionalne orły eksportu" organizowanym przez „Rzeczpospolitą" wskazują, że chcą rozwijać swą ekspansję na Bliski i Środkowy Wschód (27 proc.), do Afryki (21 proc.) i Ameryki Środkowej i Południowej (16 proc.). Na Starym Kontynencie firmy są zainteresowane przede wszystkim dalszym rozwojem w Europie Zachodniej (aż 46 proc.) oraz Europą Wschodnią (18 proc.) i krajami skandynawskimi (11 proc.).
Przedsiębiorców z woj. łódzkiego do rozwijania eksportu zachęca przede wszystkim własny sukces osiągnięty wcześniej na innych rynkach, ale też zapytania od odbiorców zagranicznych i sukces innych firm. Co ciekawe, żadnego (zero wskazań) z najlepszych łódzkich eksporterów nie zachęciły proeksportowe działania instytucji państwowych i branżowych.
– Instytucje publiczne nie radzą sobie z promocją gospodarczą – mówił Przemysław Andrzejak, prezes Łódzkiej Agencji Rozwoju Regionalnego. – Na polu wspierania ekspansji zagranicznej działamy wszyscy, ale brakuje zintegrowanego podejścia przy wsparciu eksportu – wtórował Janusz Baranowski, pełnomocnik marszałka ds. inwestorów i eksporterów w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Łódzkiego, choć jak dodał, wizję wspólnego działania na niwie eksportowej nakreślono w tzw. planie Morawieckiego.
Pomoc państwa jako nikłą ocenili też nagrodzeni w kategorii osobowość eksportu: Jan Dąbrowski, prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Łowiczu, który wskazał, że w takich krajach jak np. Chiny pomoc władz rządowych jest niezbędna, ale jej brakuje, oraz Magdalena Piestrzyńska-Książek, wiceprezes firmy Majami.
– Ta pomoc jest naprawdę niewielka, choć muszę dodać, że to się zmienia. Dostajemy coraz więcej zapytań, czy chcemy uczestniczyć w spotkaniach B2B, a nie tylko w szeroko pojętych misjach. Widać poprawę. Czuć „nową krew" w wydziałach promocji handlu i inwestycji (WPHI). Są tam już ludzie, którzy mają pojęcie, jak rozłożyć rynek na czynniki pierwsze i szukać partnerów biznesowych – powiedziała w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Piestrzyńska-Książek. Generalnie jednak działalność WPHI (jest ich 49 w 44 krajach, w tym po dwie placówki są w Niemczech, Chinach i USA, a trzy w Rosji) najlepsi łódzcy eksporterzy ocenili bardzo słabo. Urzędnikom z tych placówek wytykano m.in. brak dyspozycyjności i rozeznania rynku, a nawet brak znajomości choćby jednego języka obcego. Ma się to jednak zmienić. To również zakłada plan Morawieckiego.