Wciąż trwa szacowanie strat po największej klęsce w ponad 90-letniej historii Lasów Państwowych. Dyrektor generalny LP Konrad Tomaszewski nie kryje przygnębienia: na terenach regionalnych dyrekcji w Toruniu, Gdańsku, Poznaniu i Szczecinku kataklizm położył przynajmniej 8,2 mln m sześc. drzew. To więcej niż piąta część masy drewna przewidywana do planowanego pozyskania w 2017 r. w całej firmie LP, zarządzającej 7,2 mln ha leśnego majątku Skarbu Państwa.
Straty są gigantyczne, kolejne meldunki wciąż uzupełniają ich listę. – Rozmiar katastrofy i konieczność podjęcia nadzwyczajnych środków dla usunięcia szkód i odbudowy lasu uzasadnia decyzję o wprowadzeniu na obszarze, który wichury zmieniły w pustynię, tzw. stanu siły wyższej o zasięgu ponadlokalnym – twierdzi zwierzchnik polskich leśników.
To oznacza wprowadzenie uproszczonych procedur oznaczających m.in. możliwość pomijania ustawy o zamówieniach publicznych przy kontraktowaniu usług. W obecnej sytuacji LP muszą rozwiązać umowy z lokalnymi zakładami usług leśnych, którym zlecono w tym roku pozyskanie drewna. Nowe kontrakty na porządkowanie lasu i usuwanie wiatrołomów będą udzielane bezprzetargowo firmom, które wcześniej utraciły zamówienia.
Lasom Państwowym na pewno łatwiej byłoby minimalizować skutki nadzwyczajnych szkód, gdyby ich majątek można było asekurować. Jednak drzewostanów zarządzanych przez LP się nie ubezpiecza. – Jest to głównie związane z tym, że biorąc pod uwagę klimat w Polsce, ryzyko wystąpienia szkód jest pewne. Wobec tego składka za tego typu ryzyko, jeżeli w ogóle możliwe byłoby znalezienie takiej ochrony, byłaby niewspółmiernie wysoka do realiów rynkowych – mówi Marlena Stańczak-Libich, broker dyrektor Marsh Polska.
Usuwanie skutków kataklizmu ma umożliwić przede wszystkim przesądzona już korekta dziesięcioletniego planu urządzania lasu, który precyzyjnie określa wielkości pozyskiwania i sprzedaży drewna w każdym z nadleśnictw. Rewizja planu zatwierdzanego ustawowo ma uwzględniać zagospodarowanie dodatkowego drewna z wiatrołomów.