Dla nas Stefan Żywotko jest chyba ostatnim łącznikiem z lwowskim sportem. Urodził się w Zniesieniu, peryferyjnej dzielnicy Lwowa, znanej z huty szkła, zakładów farmaceutycznych oraz fabryki likierów i wódek, ale nie tej najsłynniejszej – Baczewskiego, a Mikolascha. Inny lwowiak, reżyser Janusz Majewski zapamiętał, że batiary ze Zniesienia cieszyły się sławą i traktowano ich z respektem. Byli dla Lwowa kimś takim jak cwaniaki z Pragi dla Warszawy.
Stefan Żywotko przyszedł na świat niecałe trzy tygodnie po założeniu PZPN, w roku Cudu nad Wisłą, kilkanaście miesięcy przed Kazimierzem Górskim. Jego ojciec Franciszek (ranny w bitwie nad Piavą) nosił z dumą austriacki mundur, na chrzcie dano mu imię na cześć Najjaśniejszego Pana. Choć został inwalidą, walczył jeszcze o polski Lwów. Odznaczono go krzyżem za odwagę, ale kiedy po kolejnej wojnie czasy się zmieniły, na wszelki wypadek ordery zniszczył. Wiedział, co robi. Nim jego syn, Stefan, w roku 1946 został piłkarzem Gwardii Szczecin, dokładnie go prześwietlono. UB musiało mieć pewność, że w milicyjnym klubie są zawodnicy o nieposzlakowanej przeszłości i z „dobrych" rodzin.