W drużynie mikrusów jest najbardziej mizerny, ale z miejsca podbił Premiership, prowadząc Manchester City do mistrzostwa w ostatnim sezonie.
Nazywają go tam Merlinem, bo jego podania i umiejętność utrzymania się przy piłce to czysta magia. Nie dorównuje popularnością największym gwiazdom kadry, ale to trzy asysty i jeden gol Silvy zapewniły mistrzom świata cztery punkty i wyjście z grupy C w Euro 2012.
Urodził się na Wyspach Kanaryjskich, wychował na wielkiego piłkarza w Walencji, ale gra tak, jakby całe życie spędził w Barcelonie u boku Xaviego i Andresa Iniesty. Ma tę samą delikatność, pewność siebie, wyczucie przestrzeni, łatwość zmiany rytmu i wybierania najlepszych rozwiązań.
Dlatego swego czasu nazwano go piątym Beatlesem (jeszcze zanim ruszył na Wyspy), idealnym towarzyszem dla czwórki pomocników z Barcelony: Xaviego, Iniesty, Sergiego Busquetsa i Cesca Fabregasa.
Był jedną z gwiazd mistrzostw Europy w 2008, a trener Luis Aragones chwalił go na swój sposób: że wszyscy Kanaryjczycy to lenie, a on się jakoś wyrodził. Ale podczas mundialu w RPA się okazało, że drużyna nie pomieści nawet czterech Beatlesów, a co dopiero pięciu. Silva stracił miejsce w składzie po porażce ze Szwajcarią w meczu otwarcia i pozostał rezerwowym. Znacznie mniej ważnym niż Fabregas, zagrał jeszcze w turnieju tylko cztery minuty, w końcówce półfinału z Niemcami.