Kolejna odsłona afery Amber Gold, która zaczęła się właściwie banalnie, a potem stopniowo, stopniowo, w miarę, jak pojawiały się przy tej okazji kolejne nazwiska, oświadczenia, wywiady, lista wyroków, zestawienia różnych kwot, wychodziły kolejne pisma, okazała się czymś, co w jakimś normalnym kraju byłoby drugą Watergate, ale i u nas wstrząsa politycznym światkiem i półświatkiem. Jestem pewien, że to dopiero początek, bo przecież nikt o ilorazie inteligencji większym od numeru swych butów w numeracji angielskiej nie sądzi na poważnie, że drobny przekręciarz zrobił to wszystko sam i za własne pieniądze, sam też załatwił sobie parasol służb, prokuratury i sędziów. Niezawisłych, a jakże. Oczywiście, POwskie lemingi po otrzymaniu najnowszych SMSów już wiedzą, ze to wszystko przez Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro, no, pewnie teraz, jak „się przyjął” do BBNu razem z TW Bonim, Ziobro jest już niewinny, ale Jarosława Kaczyńskiego nic nie wybieli. Wiadomo.
„Seawolf” proponuje refleksje nad tym co powinna robić prawdziwa opozycja:
Pomyślmy, czy przy okazji całej tej sprawy zostało jakieś środowisko pomorskiej władzy, czy PO nie „umoczone”, czy nie ośmieszone? Wszystko wyszło, całe to towarzycho, wszystkie struktury są przegniłe do szczętu. Jaki jest ratunek dla zgniłego organizmu? Co wyciąć i na czym to, co by zostało ma się trzymać? Tu jest też przyczynek do dyskusji, czy PiS powinien próbować obalać „projekt PO”, jak sami się swego czasu nazwali, jeszcze na etapie castingu teraz, drogą jakichś gównianych sojuszy z kanaliami. Moje zdanie jest takie, albo Budapeszt i rząd z silnym, stabilnym poparciem, albo czekamy. Niech ludzie patrzą. Wiem, że niby zawsze patrzą i nic. Ale teraz wreszcie chyba zaczynają coś kojarzyć, wyciągać jakieś wnioski. Niech patrzą, oglądają rachunki, tankują, słuchają o Zielonej Wyspie i patrzą za okno, by jej poszukać.
Przecież to niedługo walnie samo o beton, aż echo pójdzie. A właściwie nie walnie, już raczej wszystko się rozlezie z obscenicznym plaśnięciem, jak Golem ulepiony z gnojówki, oni wszyscy się w końcu rozbiegną, niczym zdemoralizowane wojsko, poprzebierane w przykrótkie cywilne gacie, porzucając broń i mundury w przydrożnym rowie. Oczywiście, jestem pewien, że chłopaki maja opracowane warianty, by znowu wskoczyć do pierwszego szeregu naszych i kontynuować marsz w odwrotną stronę. Mam tylko nadzieję, że po tylu kolejnych operacjach „Rozłam” już wielu kretów w PiSie nie zostało. Zawsze odchodziło akurat tylu, by się dało sformować klub parlamentarny, więc agentura siłą rzeczy się wykrwawiła.
Seawolfowi, jak wielu innym Polakom, najwyraźniej marzy się sceny z obrazu Stanisława Bagińskiego („Rozbrajanie Niemców w Warszawie”), tudzież wjazd do Warszawy Kaczyńskiego po zwolnieniu z Magdeburga bądź przynajmniej jego powrót z Sulejówka (do którego, nie bez kozery, prezes PiS zesłać się nie dał). Ma więc nadzieje, że im gorsze dziś tym lepsze jutro. Tylko, że polityka nie znosi próżni, a przejęcie inicjatywy strategicznej jest nie bez znaczenia. Bo podobne co Seawolf nadzieje żywili ci, co czekali na Andersa na białym koniu i, odwołując się do Słowackiego, „Kiedy prawdziwi Polacy powstaną (…), gdy lada dzień nędza sprężyny dociśnie”. Trzeba trzeźwo zauważyć, że dziś sytuacja mimo wszystko jest nieporównywalnie lepsza, a na niewesołe pytanie z „Wesela” – „Co tam panie w polityce” odpowiedź brzmi: władza niczym Chińczyki (wciąż) trzyma się mocno.