Ze zwrotami bywało jednak różnie. Za Kaczyńskiego działek nie oddawano. – Bał się podejmowania decyzji – mówili pikietujący przed urzędem miasta ludzie, walczący o ziemię i lokale, nazywani „dekretowcami”.
W obecnej kadencji jest lepiej. Ale i tak wybuchają awantury. – Miasto oddaje nie właścicielom, tylko złodziejom – krzyczą grupy protestujących. Są też głosy, żeby w ogóle nie ruszać – choćby kamienic z lokatorami.
Przez 20 lat nie został też rozwiązany problem handlu. Prezydent Święcicki był – jak mówią kupcy – jedynym, który naprawdę z nimi rozmawiał. Zaproponował na preferencyjnych zasadach wykup lokali i zlikwidował wymóg, że sklepy mogą być otwarte w ściśle określonych godzinach.
Za prezydentury Pawła Piskorskiego zawarto porozumienie z kupcami i na pl. Defilad powstał tymczasowy, handlowy blaszak. Następna ekipa, prezydenta Kaczyńskiego, chciała nawet oddać im bez przetargu grunt „najlepszy w mieście”.
Ale już obecna władza kupców z pl. Defilad wyrzuciła (słynna ubiegłoroczna likwidacja KDT).
Próby usunięcia handlu nielegalnego z polówek, podobnie jak pomysł na jednodniowe bazarki, to nadal fikcja.
Kwitnie wciąż handel na błoniach Stadionu Dziesięciolecia, który – jak na ironię – ma tyle lat, co samorząd. W niedalekiej przyszłości ma jednak zniknąć. Samorząd po 20 latach zaczyna odnosić sukcesy.
[srodtytul]Zmiany, zmiany, zmiany [/srodtytul]
Mentalne, organizacyjne, ustrojowe – wszystkie te zmiany dotknęły lokalną władzę stolicy. – Z perspektywy 20 lat samorząd się sprawdza i trzeba go chwalić. Oczywiście niezbędne są cały czas usprawnienia – mówi prezes Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej prof. Jerzy Regulski.
Samorządowcy z 20-letnim stażem widzą zmiany w motywacji do pracy dla miasta. – W pierwszej kadencji radni byli bardziej ideowi. Szliśmy do samorządu, by zmieniać najbliższą okolicę, budować domy, drogi, cywilizować nasze „małe ojczyzny” – mówi były burmistrz Białołęki, dziś radny Jerzy Smoczyński.
Na początku emocje samorządowców wywoływało niemal wszystko. Jednym z bardziej zapalnych punktów było np. ustalanie punktów sprzedaży napojów alkoholowych. – A radna to co? W każdym sklepie chciałaby wódeczkę kupić? – pokrzykiwali na siebie godzinami, debatując nad przyznaniem koncesji jednemu sklepikowi. Szczęśliwie obecnie tak drobiazgowi już nie są.
Zmieniały się też realia, w jakich funkcjonował samorząd. Kiedy Targówek, jako samodzielna gmina, wybudował ratusz, protestom nie było końca.
– Pałace sobie budują. Gmaszysko w pustym polu postawili – grzmieli mieszkańcy. Dziś ratusza prawie nie widać, dawno obudowały go bloki. – A ci, którzy protestowali przeciwko inwestycji, sami chcą dobudować 3 tys. mkw. – mówi ówczesny burmistrz Targówka Andrzej Kobel.
[srodtytul]Najbardziej dotkliwe dla[/srodtytul]
20-letniego samorządu były zmiany ustrojowe. Zaczęło się od siedmiogrodu, czyli siedmiu samodzielnych dzielnic gmin. Potem powstało ich 11 – w środku miasta została jedna gmina Centrum z dzielnicami, a wokół niej były gminy tzw. wianuszka. – I to były najlepsze czasy – mówi Jerzy Smoczyński. – Nasz budżet wzrósł wtedy czterokrotnie. Do obrzeżnych dzielnic przeniosło się normalne życie, przestały być sypialniami.
Od ośmiu lat mamy jedno miasto z 18 dzielnicami. Dużym plusem nowego ustroju jest mniejsza liczba radnych. Dziś jest ich 407. Do 2003 r. było ponad 700. Pod koniec lat 90. można było nawet łączyć funkcje w radzie miasta i dzielnicy. Efekt był taki, że w pościgu za pieniądzem radni kursowali między dzielnicami, by zdążyć podpisać listę obecności i jechać na kolejne posiedzenie rady czy komisji.
20 lat demokratycznych władz to także zmiany jakościowe. Jawne są majątki radnych i urzędników. Decyzje prezydenta i rady znaleźć można na stronie internetowej. Coraz więcej spraw załatwimy w dzielnicach przez Internet albo w jednym okienku. O terminie odbioru dokumentu informuje nas urzędnik SMS-em.
Samorząd się cywilizuje.
20 lat minęło, najwyższy czas.