W żółwim tempie przez błota

Czas płynie tu wolniej. Ale nie dla żółwi błotnych, bo te zagrożone gady giną w coraz szybszym tempie

Publikacja: 03.06.2011 00:15

Żółw błotny to prastary gatunek pamiętający czasy dinozaurów

Żółw błotny to prastary gatunek pamiętający czasy dinozaurów

Foto: Archiwum, Tomasz Kłosowski TK Tomasz Kłosowski

Dziś nie wystarcza już sama ochrona, trzeba we właściwym momencie wkraczać w żółwiowe życie, podbierać niektóre składane przez te gady jaja do inkubatorów, w porę wypuszczać wylęgnięte z nich małe żółwie w odpowiednie miejsca. I nie spóźnić się z tym wszystkim. Dziś każdy nowy żółw jest na wagę złota. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu na tych ubogich ziemiach ze skorup żółwich robiono popielniczki, a biedacy pod kościołem trzymali takie skorupy jako miseczki proszalne.

Polesia czar to dzikie knieje, moczary... Andrzej Różycki, badacz żółwi błotnych, całkiem nieźle intonuje tę starą pieśń, a my usiłujemy mu wtórować. Idzie niesporo. Czy zresztą jej słowa odpowiadają jeszcze prawdzie? Patrząc na mapę obszarów chronionych, można sądzić, że tak: Poleski Park Narodowy, Rezerwat Biosfery UNESCO „Polesie Zachodnie", Poleski Park Krajobrazowy, Ostoja Poleska Natura 2000, rezerwaty. Przyroda jest tu zatem ciągle bujna, choć i znacznie nadszarpnięta. Przede wszystkim przez falę melioracji wodnych, jaka przetoczyła się tędy w drugiej połowie ubiegłego stulecia. Kanał Wieprz-Krzna odciągnął wody, zmeliorowano bagienne łąki Krowiego Bagna i szereg dolin nizinnych rzeczułek. Nasze Polesie jest zachodnim skrawkiem wielkiej krainy bagien poleskich rozciągających się na Białorusi i Ukrainie. Też już nie całkiem dziewiczych, choć wciąż niepospolitej urody. Ale i na polskim kawałku Polesia uchowały się prawdziwe mateczniki. Jeden leży tuż przy granicy. Na mapie można tu odszukać dwie odnoszące się do niego nazwy: Ostoja Natura 2000 Lasy Sobiborskie i Sobiborski Park Krajobrazowy.

Przyjazne błoto

Jadąc od nadbużańskiej Włodawy szosą w kierunku Chełma, zrazu pozbywamy się nadziei na przyrodnicze wrażenia. A to z powodu Jeziora Białego, dosłownie otoczonego miastem. Tyle tu ośrodków, hoteli, latarni i chodników. Ale to prosty skutek... dzikości i niedostępności innych tutejszych jezior. Tylko to jedno ma suche brzegi, jest blisko dróg i miasta, stąd trwający od dziesięcioleci rekreacyjny najazd na nie.

Ale parę kilometrów dalej nurkujemy w głęboki, urozmaicony las. Przygraniczne jezioro Brudno ani trochę nie jest tak brudne jak Białe, choć trudno się o tym przekonać. Kompletnie zagubione w lasach broni dostępu do swych czystych wód wałem karłowatych, splątanych jak zasieki zarośli wierzbowych przerośniętych trzciną. To gęstwina nie do przebycia. Takich jezior jest tu kilkanaście, jeden z rezerwatów nazywa się zresztą po prostu Trzy Jeziora, ale knieje kryją niezliczone małe stawy, oczka wodne, bagienka, zagubione w szuwarach i osłonięte przez las.

Nigdzie chyba współistnienie lasu i wody nie jest tak widoczne jak tu. Jeziora poleskie mają z zasady bagniste, niedostępne brzegi. Lustro wody wzdłuż nich najczęściej pokrywa rozszerzająca się z roku na rok strefa mchów, tak zwanej splei świadczącej, że jezioro stopniowo zamienia się w bagno. Po tej splei co odważniejsi mogą chodzić jak po falującym pod nogami dywanie. Nasz przewodnik należy do tych odważnych, a przede wszystkim mających naukową wiedzę o tym, gdzie można bez obawy o życie postawić nogę.

W pewnej chwili takiej wycieczki pochyla się, chwyta za kawałek ledwo wystającego ponad mech drąga i zaczyna go wyciągać. Drąg jest cały oblepiony brunatną, przypominającą w konsystencji kisiel substancją. To zalegająca pod mchem gytia jeziorowa. Gdy Andrzej wyciąga nam z tego błota ze 3  metry bieżące drąga, dziwimy się, że pod nami tak głęboko. No to wyciąga dalej, by pokazać, że drąg ma nie trzy, lecz kilkanaście metrów długości. Jednak dopiero na głębokości 12 – 17 m jest prawdziwe, twarde dno. Być może kredowe, bo większość poleskich jezior i błot leży na kredowym podłożu. W takim to głębokim błocku żółwie błotne kochają spędzać zimę. Gdy przychodzi wiosna, żółw błotny staje się na chwilę bardzo lądowy.

Gody odbywają żółwie w prześwietlonej wiosennym słońcem wodzie, ale obarczone zalężonymi jajami żółwice wyruszają w drogę. Doskonale wiedzą, dokąd iść: dokładnie tam, gdzie udawały się rok wcześniej. W miejsce, w którym w poprzednim sezonie składały jaja, trafiają z dokładnością do kilku metrów! I drogę z mokradła, liczącą od kilkudziesięciu metrów do paru kilometrów, znają bezbłędnie.

My tymczasem gubimy się wśród tutejszych leśnych bezdroży. Wyboiste dróżki kręcą, by nagle rozpłynąć się w krzakach. Nasza wyprawa postępuje więc w iście żółwim tempie. Co jakiś czas mówią nam „stop" trzcinowe płoty, czasem tabliczki. Na tym terenie jest kilka dużych rezerwatów, ale nawet tego, kto dostanie zezwolenie na wstęp, przyroda nie wpuści. W pewnej chwili droga przecina wydmowy pagór. Utykamy w głębokim piachu. Dobrze, że akurat w pobliżu malują słupki oznaczające leśne oddziały pracownicy leśni i wyciągają nas nivą.

Właśnie – piasek. W katalogu obszarów Natura 2000 jako jeden z walorów lasów sobiborskich wymienione są „kserotermiczne murawy napiaskowe". Kserotermiczne, czyli ciepło- i sucholubne. Takich właśnie piaszczysk potrzebują żółwice. Drogę do nich wskazuje im prawdopodobnie zmysł termiczny, dobrze rozwinięty u większości gadów.

Naturalny inkubator

Andrzej Różycki od ponad 18 lat prowadzi w niedalekim Poleskim Parku Narodowym, którego jest pracownikiem, badania żółwi błotnych, połączone z ich czynną ochroną. Ten gatunek gada jest już tak zagrożony, że nie wystarczy ochrona jego siedlisk. Trzeba wspomagać społeczność żółwi osobnikami z hodowli. Toteż w podziemiach budynku parku stoją inkubatory, w których spoczywają jaja ze złóż uszkodzonych przez drapieżniki albo z jakichś innych względów niemające szans na pomyślny rozwój w naturze. Ale Andrzej pokazuje nam też inkubator naturalny.

Oto zagubiony w lasach piaszczysty pagórek, sąsiadujący z wielkim mokradłem, w którym podniesiono poziom wody, zatykając wykopane w czasach melioracyjnego szaleństwa rowy. Wśród niskich traw, barwnych macierzanek, pięciorników i jastrzębców widnieją pokrywające skrawki piaszczystej ziemi metalowe kratki. To osłony znalezionych przez badaczy żółwich gniazd. Wszakże taki jajczarski skład przywabia łupieżców z lisami na czele, a one za nic mają fakt, że żółw jest chroniony i wpisany do czerwonej księgi, a na całym naszym Polesiu – ich najliczebniejszej ostoi w kraju – jest może z półtora tysiąca tych zwierząt.

Pod koniec maja to miejsce wygląda tak, jakby tu ktoś porozrzucał wojskowe hełmy. To skorupy żółwic. Żółwiowe samice przybywają tu gromadnie i zaczynają kopać dołki. Czynią to tylnymi nogami, działając jak pogłębiarki. Gdy jedna noga sięga w głąb, druga w tym czasie wyrzuca piach. Na zmianę: lewa, prawa, lewa, prawa... A później po nodze, jak po dziecięcej zjeżdżalni, bezpiecznie do dołka stacza się każde jajo. Precyzyjna czynność. Samica czuje, jak wiele jaj ma w sobie, i na tej podstawie ocenia rozmiary dołka, jaki ma wykopać. Jaja leżą dzięki temu gęsto i równo upakowane. Nie zostaje ani skrawek wolnego miejsca. To warunek ich pomyślnej inkubacji. Na ogół akt składania jaj następuje pod osłoną nocy, ale ekipa badaczy jest czujna i śledzi każdy krok samic, by w porę nakryć gniazda siatkami. W tym dość krótkim czasie specjaliści od żółwi pełnią nawet nocne dyżury.

Andrzej Różycki i jego koledzy w latach 1999 – 2000 penetrowali też lasy sobiborskie, znajdując wiele siedlisk interesujących ich gadów. Zbyt wątły skład liczebny ekipy nie pozwalał jednak na dokładne spenetrowanie tej pod wieloma względami dziewiczej ziemi. Ale Andrzej Będziejewski, szef nadleśnictwa Sobibór, przejęty faktem, że ma u siebie taki skarb natury, polecił leśniczym baczyć na rzadkiego gada i otaczać go opieką. Dziś mogą się wykazać liczbą 130 samic każdej wiosny wychodzących na piaszczyste polany i przydroża, by tu zagrzebać jaja.

Żółw błotny to prastary gatunek pamiętający czasy dinozaurów. Jego ewolucja postępuje w iście żółwim tempie. Od tych kilkudziesięciu milionów lat prawie się nie zmienił. Takiemu ewolucyjnie powolnemu gatunkowi trudno się przystosować do gwałtownych zmian w środowisku. Dlatego takie ciche ostoje jak sobiborska są dlań szansą przetrwania.

Niedostępny matecznik

Wyprawa do rezerwatu Żółwiowe Błota kończy się fiaskiem. Droga jest wąska, błotnista i pełna kałuż. Wreszcie bagienny ols kładzie kres wędrówce. Stare olchy na spiczastych wysepkach, utworzonych wokół korzeni drzew, stoją wśród wody. Ols, pełen wykrotów i komarów, to las najbardziej wredny dla ludzi, ale ukochany przez zwierzęta, bo niedostępny. Wilki, łosie, dziki, puchacze lub żurawie znajdują tu wymarzoną ostoję. W opisie ostoi sobiborskiej wymienia się 39 gatunków wagi europejskiej z listy Natura 2000, nazwanych ważnymi dla Europy, w tym wiele wedle kryteriów tej listy priorytetowych. Czyli – same rzadkości.

Przez ścianę olsu prześwieca otwarta przestrzeń wody. Bo Żółwiowe Błota okazują się jeziorami, ale tu, na Polesiu, to właściwie wszystko jedno. Jeziora przechodzą w mszary, te w zarośla, te z kolei w las liściasty, a potem w mieszany – gładko, bez wyraźnych granic. Takie przejścia, zwane w języku biologów ekotonami, są najlepszym wyznacznikiem naturalności. I sprawiają, że świat zwierząt i roślin jest bogaty. Ostoja sobiborska świetnie pokazuje też, jak ważne jest w lesie to, co nie jest lasem. Polany, piachy, mokradła, oczka wodne. Taką rozmaitość prezentuje to uroczysko Mozaika Kosyńska w pobliżu wsi Kosyń, gdzie żółwie żyją nawet w przydomowych torfiankach. Wyróżniono w tych lasach 12 typów siedlisk, wymienianych na liście Natura 2000 jako godne ochrony. Bez nich nie byłoby tu nie tylko żółwia błotnego, ale całej plejady innych rzadkich istot, choćby tych z wymienionej listy priorytetowych gatunków. Ale kiedyś śródleśne piachy, wrzosowiska i torfowiska uważano za nieużytki i uparcie zalesiano, zwykle z mizernym skutkiem gospodarczym. Przyrodniczego skutku nie brano pod uwagę. Gdyby zaorać i zalesić tych kilka ugorów, na których dzisiaj żółwice zakopują jaja, prawdopodobnie całą społeczność tych gadów wkrótce diabli by wzięli. Na szczęście przyszło opamiętanie, a nadleśnictwa takim miejscom nadają status użytków ekologicznych, podobnie jak śródleśnym oczkom wodnym i mokradłom.

Na pozór jest tam tylko błoto. Ale dla Andrzeja i jego podopiecznych w skorupach błoto jest jak złoto.

Tekst powstał w ramach kampanii „Dzika Polska. Lasy pełne życia" dofinansowywanej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, związanej z ustanowieniem przez ONZ roku 2011 Międzynarodowym Rokiem Lasów.

Dziś nie wystarcza już sama ochrona, trzeba we właściwym momencie wkraczać w żółwiowe życie, podbierać niektóre składane przez te gady jaja do inkubatorów, w porę wypuszczać wylęgnięte z nich małe żółwie w odpowiednie miejsca. I nie spóźnić się z tym wszystkim. Dziś każdy nowy żółw jest na wagę złota. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu na tych ubogich ziemiach ze skorup żółwich robiono popielniczki, a biedacy pod kościołem trzymali takie skorupy jako miseczki proszalne.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla