Z mundialu 2006 roku odpadaliśmy właśnie tam, a trener Jürgen Klinsmann mówił do niemieckich piłkarzy przed meczem, że „Polacy stoją pod ścianą i my ich przez tę ścianę przebijemy”. Rzeczywiście, przebili, choć z trudem, po golu w ostatnich minutach, a rozeźleni polscy kibice odśpiewali trenerowi Pawłowi Janasowi „Auf Wiedersehen”.

Gdyby o Polakach pod ścianą powiedział, na przykład, Sepp Herberger, który niemiecką reprezentację prowadził i za Hitlera, i przez wiele lat po wojnie, pewnie byśmy mu nigdy nie darowali. Ale Klinsmannowi jakoś łatwiej się zawsze wybaczało, bo był jako piłkarz najmniej niemiecką z niemieckich gwiazd. Sam siebie nazywał jednoosobową planetą, wściekał się, gdy słyszał coś o „typowych niemieckich cechach”, a ze zgrupowań kadry wymykał się do hotelu dziennikarzy i opowiadał im, że już z tym durniem Lotharem Matthaeusem nie może wytrzymać. Pochodzi ze Szwabii, krainy Mercedesa i centusiów, ale jeździł starym garbusem, wygłaszał ekologiczne kazania, a po zakończeniu kariery przeprowadził się do Kalifornii, do domu przy plaży.

To, że Niemcy kogoś takiego wybrali w 2004 na trenera, by im wyciągnął futbol z kryzysu, było wystarczająco wymowne. Klinsmann menedżerem kadry zrobił swojego przyjaciela Olivera Bierhoffa, kolejną jednoosobową planetę, odsunął od kadry niemieckich specjalistów i wprowadził amerykańskich, przekonał piłkarzy, że mogą grać ładnie jak Holendrzy i odważnie jak Anglicy. Zaczął rewolucję, którą dokończył jego asystent Joachim Loew, gdy Klinsmann już odleciał z powrotem do Kalifornii.

Dziś niemiecka kadra ma wszystkie kolory polskich, tureckich, tunezyjskich czy ghańskich imigrantów. Amerykańska, prowadzona przez Klinsmanna, sięga do Niemiec po potomków żołnierzy US Army, nawet jeśli w USA nie postawili stopy. Wszyscy chcą być w futbolu jak Niemcy, Dortmund z miejsca klęski stał się polskim przyczółkiem, a nasza trójka pracuje tam z Jürgenem Kloppem, przyjacielem Bierhoffa, i pod okiem amerykańskich specjalistów, których kiedyś sprowadził Jürgen rewolucjonista.

Nasza kadra też próbowała Klinsmanna naśladować, ale głównie w szukaniu w Niemczech reprezentantów z odzysku, i pewnie jesienią trzeba będzie kolejnemu trenerowi powiedzieć „Auf Wiedersehen”.