O tym, jakie są szanse na zwiększenie eksploatacji krajowych zasobów gazu, o celowości takich działań oraz roli państwa dyskutowali w redakcji „Rz” przedstawiciele zainteresowanych firm i eksperci. Debata została zorganizowana wspólnie z Forum Ekonomicznym w Krynicy.
W założeniach polityki energetycznej i w zakresie bezpieczeństwa zaopatrzenia kraju w gaz przewidziano takie zbilansowanie, by mniej więcej jedna trzecia potrzebnego gazu pochodziła z krajowych zlóż, a reszta – po połowie z Rosji oraz od innych producentów. Osiągnięcie tego planu może być jednak dość trudne.
Obecnie Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, które ma dominującą pozycję na rynku, dostarcza ok. 4,2 mld m sześc. gazu rocznie. By w pełni pokryć krajowe zapotrzebowanie, wynoszące ok. 14 mld m sześc., musi importować surowiec. I nic nie wskazuje na to, by w kolejnych latach ta sytuacja mogła się zmienić. – Gwarantujemy wydobycie w kolejnych latach po 4,5 mld m sześc. rocznie, biorąc pod uwagę obecnie odkryte złoża i te bliskie odkrycia – mówi wiceprezes PGNiG Waldemar Wójcik. – Nie da się znacząco zwiększyć tych ilości, bo konieczna jest racjonalna gospodarka złożami.
Były minister gospodarki Janusz Steinhoff uważa, że prognoza produkcji gazu krajowego w ilości 4,5 mld m sześc. jest realistyczna. I rozwiewa hurraoptymistyczne informacje o gigantycznych zasobach i możliwościach wydobycia w Polsce. – Mówienie, że możemy bardzo szybko zwiększyć wydobycie, nie znajduje uzasadnienia w aktualnych możliwościach – stwierdził Janusz Steinhoff.
Podobną opinię wyraził Tomasz Minkiewicz, partner w CMS Cameron McKenna. – Są wprawdzie pewne możliwości zwiększenia wydobycia, ale na pewno nie o 20 proc. ani tym bardziej o 50 proc. w ciągu kilku lat – mówił w czasie debaty. – Raczej tylko do ok. 5 mld m sześc. rocznie będziemy wydobywać. To oznacza, że wobec przewidywanego w kraju wzrostu zapotrzebowania na gaz ziemny w kolejnych latach udział paliwa z polskich złóż w ogólnym bilansie będzie malał.