Historia Warszawy: życie towarzyskie w kawiarni i restaracji

Jarosław Zieliński, historyk, varsavianista

Publikacja: 26.08.2011 02:23

Historia Warszawy: życie towarzyskie w kawiarni i restaracji

Foto: Archiwum

W tym roku zostawimy około miliarda złotych więcej w restauracjach, kawiarniach i pizzeriach. Tak wynika z raportu Euromonitora. Czy to oznacza, że życie towarzyskie wychodzi z domu?

Jarosław Zieliński:

Rzeczywiście to, że więcej wydajemy w restauracjach, może na pierwszy rzut oka oznaczać, że częściej w nich bywamy. Pytanie tylko, kim są ci, którzy tam chodzą. Przed wojną jadanie w restauracji z rodziną czy przyjaciółmi było normalną formą spędzania wolnego czasu. Do niektórych restauracji chodziło się latami, nieraz całymi pokoleniami, a obsługiwali tam stali, zaufani kelnerzy. Dziś dobór ludzi w restauracjach jest przypadkowy. Stałych bywalców jest niewielu. Może dlatego, że jeszcze nie wyrobiliśmy sobie nawyków restauracyjnych.

Rozumiem, że przed wojną było inaczej?

Pamiętajmy, że wówczas wyznacznikiem pozycji były nie tylko pieniądze, ale i przynależność do danej grupy społecznej. To zaś decydowało, w jakich miejscach wypadało się pokazać. Przede wszystkim jednak do kawiarni nie chodziło się rano ani w południe.

Nie można było wstąpić na kawę w drodze do pracy?

Rano funkcjonowały pokoje śniadaniowe, umieszczone zwykle przy dobrych sklepach z winami. Około południa chadzano do cukierni. Tam można było wypić kawę i spotkać odpowiednie towarzystwo. A przecież chodziło o to, żeby zaznaczyć się na tzw. mapie towarzyskiej. W Warszawie np. warto było pokazać się w Hotelu Europejskim.

To kiedy chodziło się do kawiarni?

Eleganccy ludzie odwiedzali kawiarnie późnym popołudniem. Wpadało się tam nie tylko na kawę i dyskusję, ale też na kieliszek wina. W Warszawie najsłynniejszym lokalem była Ziemiańska. Tam spotykali się poeci i ich miłośnicy. Przychodzili tam Lechoń, Słonimski, Tuwim, a prawdziwą ozdobą był Franz Fischer. Wieczorem szło się do restauracji na obiad.

Jak to wieczorem?

Było takie śmieszne powiedzenie, że warszawiacy nie mają pieniędzy, ale tylko do 20.

Przedwojenna klasa średnia wychodziła z domu o 20. Zaczynało się od obiadu, potem można było pójść do kina czy teatru. Życie nocne z reguły kończyło się grubo po północy. Szczególnie długo otwarte były restauracje z dansingiem.

Biedniejsi też prowadzili życie towarzyskie na mieście?

Tak, bo działały lokale różnej klasy. Oprócz herbaciarni były przecież bary, które nie zawsze musiały być podłą knajpą, gdzie serwowano tylko wódkę. Mało kto wie, że w latach 20. istniały bary typu amerykańskiego, gdzie można było zjeść coś na szybko.

W tym roku zostawimy około miliarda złotych więcej w restauracjach, kawiarniach i pizzeriach. Tak wynika z raportu Euromonitora. Czy to oznacza, że życie towarzyskie wychodzi z domu?

Jarosław Zieliński:

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Patronat Rzeczpospolitej
Naukowcy też zadbają o bezpieczeństwo polskiego przemysłu obronnego
Ekonomia
E-Doręczenia: cyfrowa przyszłość listów poleconych
Patronat Rzeczpospolitej
Silna gospodarka da Polsce bezpieczeństwo
Ekonomia
Sektor farmaceutyczny pod finansową presją ustawy o KSC
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Ekonomia
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę