Rz: Czego brakuje, żeby mógł pan z czystym sumieniem powiedzieć: Opel wyszedł z kłopotów finansowych?
W Oplu jesteśmy nadal w trakcie wdrażania planu ratunkowego, za co odpowiedzialny jest Michael Lohscheller, dyrektor generalny Opel/Vauxhall. Jak widać po pierwszych efektach, wszystko idzie lepiej, niż planowaliśmy. Po 20 latach strat finansowych w I połowie 2018 roku Opel zanotował zysk w wysokości 500 mln euro i 5-procentową marżę operacyjną. Nie ukrywam, że jestem zadowolony, że tak szybko udało się to osiągnąć. Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem zdziwiony, bo nasz plan z 2017 roku nie był wzięty z powietrza, tylko dokładnie przećwiczony na przykładzie Citroëna i Peugeota i dotyka wszystkich dziedzin działalności firmy, w tym kosztów stałych i ruchomych oraz przychodu na każde wyprodukowane auto. Ale to prawda, sytuacja rzeczywiście uległa poprawie. Nie wszystko udało się zrobić, pozostaje sporo, aby Opel rzeczywiście mocno stanął na nogach. Ale wiem, że plan dla Opla jest odpowiedni. Nie ma w nim demagogii, którą słyszeliśmy w przeszłości. W dzisiejszej motoryzacji konkurencja jest tak silna, że w każdej dziedzinie trzeba zachować ścisłą dyscyplinę w zarządzaniu sprzedażą, strukturą kosztów, współpracą i negocjacjach z dostawcami komponentów i oczywiście z zespołami produkcyjnymi, ale także administracją, pozbywając się zarówno biurokracji, jak i technokracji.
Był pan już w Polsce i dokładnie przyjrzał się fabryce Opla w Gliwicach. Czy możemy powiedzieć, że w Grupie PSA ten zakład może się czuć bezpieczny?
Wszystkie nasze fabryki w Grupie PSA mają taką samą szansę przetrwania. Ale to od nich zależy kontrola tego, co stanie się z nimi w przyszłości. Każdy szef fabryki wie, jak konkurencyjny jest pod względem kosztów i jakości, jeśli porówna zakład, który mu podlega, ze wszystkimi pozostałymi w grupie. Mamy swoje punkty odniesienia i każdy zakład ma pełną dowolność we wprowadzaniu takich rozwiązań wypracowanych w innych naszych fabrykach, jakie wydają mu się najbardziej skuteczne. W tej sytuacji mamy postęp w każdej z nich, a szefowie fabryk mają świadomość, że pracują w nieustającym biegu i ich przyszłość jest uzależniona od tego, jak szybko są w stanie wprowadzać zmiany.
W Gliwicach widzę ogromny postęp. Zobaczyłem tam pełne zrozumienie procesów i spotkałem kompetentny zarząd i dobrze wyszkoloną załogę. I jedni, i drudzy mają teraz pełną świadomość, jak ich zakład wypada w porównaniu z innymi z grupy. Wiedzą, że nie są zakładem niskokosztowym, to im otwarcie powiedziałem, bo koszty produkcji w tej fabryce należą do średnich. Wyjaśniłem, że low costu od nich nie oczekuję. Mają natomiast czas na wprowadzenie zmian, bo tak jest w przypadku wszystkich naszych fabryk. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem.