Zespół pęcherza nadreaktywnego (overactive bladder, OAB) trudno porównywać do koronawirusa – jest chorobą przewlekłą i nie zabija. Podobnie jak Covid zamyka jednak w czterech ścianach, wykluczając z życia społecznego, towarzyskiego, zawodowego i rodzinnego. Na chorobę, która wedle szacunków amerykańskich badaczy dotyka nawet 17 proc. społeczeństwa, najczęściej cierpią kobiety w okolicach menopauzy. OAB nie omija jednak mężczyzn. Łącznie z jego powodu cierpi nawet 3 mln Polaków.
Temat OAB prawie nigdy nie pojawia się w rozmowach towarzyskich, choć choroba ta jest równie częsta jak cukrzyca. Objawy, których doświadczają chorzy, są na tyle intymne i zawstydzające, że w przypadku wielu osób mija wiele lat, zanim zgłoszą się do lekarza.
W OAB parcie na pęcherz pojawia się niezależnie od ilości znajdującego się w nim moczu. Chory czuje, że musi iść do łazienki, a często do niej nie zdąża. Jeżeli parciu nie towarzyszy mimowolny wyciek moczu, OAB określany jest jako suchy. Jeśli chory gubi mocz, mamy do czynienia z OAB mokrym. Prócz OAB wywołanego zaburzeniami statyki narządów miednicy czy nieleczonymi infekcjami mówi się o OAB idiopatycznym, a więc o nieznanych przyczynach. W tym przypadku mięśnie pęcherza kurczą się samoistnie, a chory może gubić mocz zarówno za dnia, jak i w nocy.
Na początku wiele osób próbuje radzić sobie samodzielnie, regularnie zmieniając podkłady i „na zapas” odwiedzając łazienkę. Trudno im jednak skontrolować mimowolny wyciek moczu, który niemal zawsze daje o sobie znać nieprzyjemnym zapachem. Wstyd związany z przykrą wonią i konieczność częstych wizyt w toalecie powodują, że wielu chorych albo sama rezygnuje z pracy, albo jest z niej zwalniana. Zamykają się w domu, unikają kontaktów intymnych, towarzyskich, a stopniowo nawet rodzinnych. To zaś prosta droga do depresji.
Ci, którzy w końcu trafią do lekarza, mówią o wykluczeniu i zrujnowanym życiu. Wielu nie ma świadomości, że medycyna już dawno znalazła remedium na ich problemy. W Polsce mogą liczyć na refundowaną farmakoterapię lekami pierwszego rzutu, które jednak powodują szereg objawów ubocznych, oraz nowocześniejsze leczenie drugiego rzutu, jakiego Narodowy Fundusz Zdrowia wciąż nie refunduje. A wydatek ok. 150 zł miesięcznie na opakowanie to dla wielu osób kwota przekraczająca ich możliwości finansowe.