Wydobycie węgla w Polsce z roku na rok maleje. Jeśli nie powstaną nowe kopalnie, roczna produkcja węgla na cele energetyczne spadnie z obecnych 64,4 mln ton do 22 mln ton w 2050 r. – wynika z analizy wykonanej na zlecenie Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej. Oznacza to, że już po 2035 r., jeśli ceny pozwoleń na emisję CO2 będą niskie, elektrownie będą zmuszone masowo importować surowiec, bo zabraknie go na krajowym rynku.
Dziś miliony ton niewykorzystanego węgla leżą na zwałach kopalń i elektrowni, a spółki węglowe, z wyjątkiem Bogdanki pracującej na Lubelszczyźnie, myślą raczej o ograniczaniu wydobycia niż o jego zwiększaniu. O tym, jak będzie wyglądał miks energetyczny kraju w dłuższej perspektywie, zadecydują ceny uprawnień do emisji CO2 i efekty prac nad pozyskiwaniem gazu z łupków.
Przy wysokich cenach uprawnień węgiel będzie wypierany przez energetykę jądrową czy gazową. Ale nawet przy takim scenariuszu wciąż będzie to istotne paliwo do produkcji energii.
– Wskazany jest zatem dalszy rozwój górnictwa. Proces ten powinien być jednak tak rozłożony w czasie, aby podaż węgla była zrównoważona. Priorytetem jest ustalenie już teraz programu inwestycyjnego, by w pewnych latach nie występowała nadpodaż węgla, a w innych jego niedobór – podkreśla Lidia Gawlik z Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią Polskiej Akademii Nauk. W jej ocenie istotną rolę w tym zakresie powinien odgrywać polski rząd.
Według ekspertów zapotrzebowanie na węgiel będzie rosło wraz z upowszechnieniem procesu wychwytywania i składowania pod ziemią dwutlenku węgla (CCS). Jednak na komercyjne zastosowanie tej technologii nie ma szans w ciągu najbliższych co najmniej kilkunastu lat, ponieważ nie będzie to opłacalne. Z budowy testowej instalacji CCS za 600 mln euro zrezygnowała niedawno Polska Grupa Energetyczna.