To człowiek jest nadrzędną wartością w Polityce ekologicznej państwa 2030, poprzez koncentrację tematyczną na jakości życia, zdrowiu i dobrobycie Polaków – podkreślają rządzący w tym strategicznym dokumencie, wyznaczającym kierunki polityki w obszarze ochrony środowiska w nadchodzącej dekadzie.
Rządowe dokumenty mają być odpowiedzią na obawy Polaków: według rozmaitych badań z ostatnich kilkunastu lat od 80 do 90 proc. ankietowanych wyraża zaniepokojenie stanem środowiska, zmianami klimatu czy zanieczyszczeniem powietrza. Nie ma też wątpliwości, w jaką stronę zmierza UE. Problem raczej w tym, że oficjalna polityka Polski wygląda na odwlekanie w czasie kosztów i wyrzeczeń związanych z realizacją europejskich wytycznych.
Polityka ekologiczna państwa 2030 (PEP2030) z pewnym optymizmem podsumowuje minione lata w odniesieniu do gospodarki odpadami. „Rozwój gospodarczy, wpływając na intensywność produkcji oraz poziom i wzorce konsumpcji indywidualnej, jest głównym czynnikiem determinującym ilość wytwarzanych odpadów" – czytamy. „Analizując dynamikę zmian ilości wytwarzanych odpadów w odniesieniu do zmian PKB, od 2000 r. można zauważyć pozytywny trend: stały poziom wytwarzania odpadów przy ponad 50-proc. wzroście PKB. Można to w pewnym uogólnieniu uznać za efekt działań podejmowanych na rzecz racjonalizacji gospodarki odpadowej w Polsce" – kwitują autorzy.
Nikt nie kwestionuje skoku, jakiego Polska dokonała pod tym względem. Jednocześnie jednak nie sposób pomijać faktu, że produkujemy nieproporcjonalnie dużo śmieci w porównaniu z innymi krajami UE, rozrzutnie gospodarujemy zasobami wodnymi i przyrodniczymi, a rekultywacja gruntów w Polsce kuleje. PEP2030 odnotowuje to w powściągliwy sposób: „Wciąż niski jest poziom realizacji w Polsce koncepcji gospodarki o obiegu zamkniętym (GOZ), która obejmuje wszystkie etapy cyklu życia i dotyka zarówno sfery społecznej, jak i gospodarczej".
Jeżeli śmieci są taką sferą, w której olbrzymią rolę odgrywa polityka państwa, realia biznesowe i nowe technologie – to na zasoby wodne mamy wyjątkowo mały wpływ. Rządowi eksperci wydają się to zauważać: choć odnotowują, że „stabilny ilościowo pobór wód powierzchniowych zaspokaja większość potrzeb bytowych i gospodarczych", to jednocześnie wytykają, że z monitoringu wód powierzchniowych prowadzonego w latach 2010–2015 wynika, iż stan tych wód „nie osiąga stanu dobrego". Podobnie przyznają, że kuleje retencja wody, w tym wód opadowych, a stan infrastruktury jest „niezadowalający". Retencji poświęcony jest tylko jeden akapit przeszło 100-stronicowego dokumentu. Autorzy konstatują, że zdegradowane lub zdewastowane jest 0,2 proc. powierzchni Polski. „Grunty te stopniowo są poddawane rekultywacji i zagospodarowaniu wtórnemu, jednak proces postępuje zbyt wolno i nie jest należycie skorelowany z procesem inwestycyjnym" – ucinają.