Opowiadana z perspektywy dni poprzedzających przyznanie wielkiej nagrody literackiej historia wieloletniego małżeństwa, w którym on jest światowej sławy pisarzem, ona zaś – wszystkim, od sekretarki po kochankę, przez gosposię – mogłaby mieć irytujący feministyczny naddatek (feministyczny w sensie zaślepienia) i na pierwszy rzut oka go ma, by dopiero potem czytelnik dowiedział się, że to, co za niego brał, w istocie jest jego własnym dopowiedzeniem. Jest to też piękny opis życia literackiego w Ameryce w drugiej połowie XX wieku – główny bohater odrobinę stylizowany na Philipa Rotha, podczas gdy jego przyjaciel i konkurent jest raczej Saulem Bellowem – napisany z uwagą kogoś, kto nigdy nie zabiegał o wielkie zaszczyty i drobne świństwa robione przez pisarzy swoim kolegom oglądał niczym entomolog, którego owady równie brzydzą, co fascynują.