To od „Potopu” wszystko się zaczęło, gdzieś w połowie lat 80. To nie była epoka obfitująca w rozrywki. TVP oglądało się, co prawda, lepiej niż współczesną, ale kanały były ogółem dwa. Słuchało się radiowej Trójki i pirackich kaset. Zostawały książki. To dzięki nim odniosłem pierwszy znaczący sukces, wygrywając olimpiadę polonistyczną. A potem jakoś poszło i właśnie minęły trzy dekady, od kiedy zacząłem pracować w słowie. Wszystko przez nagrodę za pracę o „Potopie”. Tak zatem mam i ja swoje porachunki z Sienkiewiczem. Gdyby nie on, pewnie zostałbym lekarzem.