Gruby drut skrzynki, w której tkwią butelki piwa, sprzedawane przez ekspedientkę WSS Społem podczas obchodów 1 Maja. Raźny krok i bistorowy garnitur prezesa ZSL Stanisława Gucwy, odwiedzającego wzorowy PGR Lesznowola. Portret Lenina w wykonanej na zajęciach ZPT w krzywej ramce ze sklejki, wiszący w świetlicy. Ekipa malująca ręcznie pasy na Marszałkowskiej. Automaty do gier.
Nie da się ukryć: Polska pod rządami realnego socjalizmu to odrębna kultura, niczym świat Majów czy bliższych nam, ale równie nieobecnych Poleszuków. Zamknięcie jej w gablotkach nic by nie dało i stąd pewnie niepowodzenie wszelkiego rodzaju pomysłów na „skansen PRL": zamknięte w gablotkach cynfoliowe kapsle na mleko (na śmietanę – z granatowym paskiem!), proporczyki ZSMP i syfony byłyby tak samo martwe jak wiklinowe łapcie znad Dźwiny i krzemienne noże. Dopiero filmy i zdjęcia ukazują dziwność, rytuały i codzienność tamtego świata: akademie, kolejki, próby sił między udręczonymi ekspedientkami a równie udręczonymi klientkami, pozowanie ekipy zbieraczy ogórków do zdjęcia ze zjazdowym numerem „Trybuny Ludu".
W tym pewnie kryje się nieprzemijająca popularność „Misia", „Zmienników" i nagrań Polskiej Kroniki Filmowej, że pozwalają choć trochę zrozumieć, co było. To może być również przyczyną powodzenia albumu Grażyny Rutowskiej.
Dorobek zmarłej w 2004 r. fotoreporterki został wydobyty z zapomnienia za sprawą Narodowego Archiwum Cyfrowego – sprawnego następcy dawnego Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, gromadzącego zdjęcia, filmy i nagrania. To już drugi album fotoreporterski wydany w ostatnim czasie przez NAC: pierwszy przypominał zdjęcia znanego kronikarza Warszawy i jej elit Zbyszka Siemaszki.
Grażyna Rutowska – wielkooka blondynka patrząca na nas z powagą z okładkowego autoportretu – nie cieszyła się aż taką sławą. Zmuszona po śmierci ojca do utrzymania rodziny studentka historii odwołała się do swojej pasji fotograficznej, praktycznie z dnia na dzień zostając wolnym strzelcem, a następnie etatowym fotoreporterem „Dziennika Ludowego", organu satelickiego ZSL. Miała okazję oglądać na tym stanowisku 20 schyłkowych lat PRL (1968–1988) przez wizjer swoich lustrzanek – i dopiero teraz widać, jak świetnie wykorzystała tę okazję.