Gdyby prezydent Charles de Gaulle dożył roku 1976, musiałby popełnić samobójstwo. Ale gdyby nawet tego nie zrobił, to i tak umarłby na atak serca. Francja nie zaliczyła podobnej historycznej wpadki od czasów Philippe'a Petaina i rządów Vichy, a może nawet i bitwy narodów pod Lipskiem. W 1976 r. kalifornijskie wina doszczętnie zdemolowały sławę swych francuskich odpowiedników.
Stało się to podczas bodaj najważniejszej międzynarodowej oceny win w historii – Degustacji Paryskiej. Zorganizował ją słynny dziś nestor degustacji i dziennikarstwa winiarskiego Steven Spurrier. Wtedy mieszkał już Paryżu, gdzie prowadził sklepik z winem przy Rue Royale, a potem szkółkę degustacji szumnie zwaną L'Academie du Vin. Oba przedsięwzięcia były nieco dziwne dla miejscowych – po pierwsze, Spurrier zachęcał klientów do degustacji wina przed jego kupnem, co wówczas nawet w Paryżu było ewenementem. Po drugie, był Anglikiem, po trzecie – w swojej szkółce uczył nie tylko obcokrajowców, ale także Francuzów degustacji i picia wina! A co gorsza – jego kursy ukończyli najwięksi później eksperci nad Sekwaną, jak choćby Michel Bettane, późniejszy szef najbardziej wpływowego magazynu winiarskiego „La Revue du vin de France".
Na pomysł zorganizowania degustacji międzynarodowej wpadł razem ze swoją współpracowniczką, Patricią Gallagher, znacznie wcześniej. W październiku 1970 r. pewien nieznany wówczas młody dziennikarz, także Anglik, po swoim pierwszym pobycie w Stanach Zjednoczonych napisał w mało poczytnej brytyjskiej gazecie kulinarnej: „wydać się to może dziwne, że ja, przybysz z Europy, muszę opowiadać Amerykanom o wspaniałości ich win. Jednak w Kalifornii robi się tak dobre wina jak we Francji".
Owym dziennikarzem był Hugh Johnson, który co prawda prowadził już swoją kulinarno-winiarską kolumnę w „The Sunday Times", a potem był szefem klubu winiarskiego przy tejże gazecie, ale który Francuz przejmuje się tym, co jakiś Angol, choćby i absolwent Cambridge, wypisuje o ich winach. Dziś Hugh Johnson jest guru winiarskiego pisarstwa, od 1977 r. ukazuje się corocznie jego słynny przewodnik „The Pocket Wine Book", a wszystko, co napisze, jest z automatu tłumaczone na francuski i wiele innych języków świata. W 2013 r. Hugh Johnson został uhonorowany tytułem Człowieka Roku magazynu „Czas Wina" i gościł w Polsce.
To właśnie pod wpływem słów Johnsona Spurrier wymyślił wspomnianą degustację porównawczą win z Francji i Stanów Zjednoczonych. Większość ekspertów pukała się w czoło. O większym nonsensie nikt nie słyszał. Po co kopać leżącego, po co porównywać cordon bleu z hamburgerem. W Europie obowiązywała wtedy głośna i wielokrotnie cytowana maksyma barona Philippe'a de Rothschilda (właściciela słynnej winiarni Château Mouton Rothschild), który w roku 1972 stwierdził: „Wina amerykańskie mają jedną cechę wspólną – wszystkie smakują jak coca-cola".