Ostatni miał miejsce w poniedziałek w Mediolanie. Tego dnia, prawie 10 tygodni przed terminem, na świat przyszedł mały Matteo. Chłopiec urodził się w dość dobrym stanie, choć ważył zaledwie 1140 gramów. Tamtejsze media okrzyknęły to wydarzenie „cudem w wielkim dramacie”.
Zaraz po porodzie matka zmarła. A raczej pozwolono jej umrzeć. 30 — letnia kobieta, imigrantka ze Sri Lanki znajdowała się w stanie nieodwracalnej śpiączki. Przyczyną było ciężkie zapalenie opon mózgowych.
Na początku listopada z wysoką gorączką trafiła do mediolańskiego szpitala i od tamtej pory przez prawie dwa miesiące była sztucznie utrzymywana przy życiu. Wszystko po to, by płód mógł się rozwijać. Kiedy w ostatnich dniach stwierdzono stały spadek ciśnienia w organizmie kobiety, lekarze w trybie pilnym przeprowadzili zabieg cesarskiego cięcia. Po jego zakończeniu kobieta została odłączona od maszyn.
To piąty przypadek we Włoszech, gdy podtrzymywano życie matki, by mogło dojść do narodzin dziecka. Pod koniec września podobny dramat rozegrał się w szpitalu w Turynie. Jego bohaterką również była imigrantka, 28 — letnia Somalijka. Znajdowała się w śpiączce z powodu terminalnej fazy raka mózgu.
Po miesiącu, kiedy jej stan się pogorszył, przy całkowitym znieczuleniu przeprowadzono cesarskie cięcie. Lekarze uznali, że dalsze przebywanie dziecka w łonie matki byłoby dla niego znacznie groźniejsze niż przedwczesne urodziny. Na świat przyszła ważąca zaledwie 760 gramów Idil. Stan dziewczynki był dobry. Aparaturę utrzymującą jej matkę przy życiu wyłączono.