– Co ma być, to będzie. Co za różnica, czy zginę w wypadku lotniczym, drogowym, katastrofie kolejowej, czy mi po prostu cegła na głowę spadnie – dodaje Wioletta Beczkowska z Suwałk. – Córka ma ślub w Anglii, przez Internet kupiła mi bilet i samolot mam o 14.10. Nawet nie mogę zapamiętać, jak się nazywa to miasto, coś na M (East Midlands – przyp. red.). Wsiadam i lecę.
Tani bilet w praktyce oznacza również spóźnienia, awarie, odwołane loty i opłaty za wszystko: od bagażu po kanapki. Bo żeby bilet był tani, trzeba oszczędzać. Czasem podróż staje się uciążliwa. – Nasz lot z hiszpańskiej Gerony to był jeden wielki koszmar – opowiada Katarzyna Czerw, która na wakacje poleciała z Air Italy. – Najpierw samolot się opóźnił. Potem się okazało, że jest już za późno, aby mógł wylądować na Okęciu, i trzeba było lecieć do Katowic. Stamtąd musieliśmy wracać autobusami. Zamiast o 22 w Warszawie byliśmy o piątej rano.
Trzeba się liczyć także z innymi kłopotami. – Kiedy leciałam do USA, na lotnisku w Nowym Jorku okazało się, że moja walizka jest zniszczona. Pani w punkcie reklamacji KLM przepraszała mnie za to blisko 20 minut. Od ręki dostałam rekompensatę większą niż koszt nowej walizki – opowiada Magdalena Sobczyk. – Gdy to samo przytrafiło mi się w Ryanairze, z tym że zniszczono nie tylko bagaż, ale i zawartość, to nie mogłam się nawet dodzwonić na infolinię.
E-maile pozostawały bez odpowiedzi nawet przez tydzień. A jak już ktoś raczył odpowiedzieć, to tylko tyle, że jest im przykro, ale to nie ich wina. Po trzecim odwołaniu dałam sobie spokój.
Przy co najmniej dwugodzinnym opóźnieniu linia lotnicza jest zobowiązana zapewnić napoje, posiłki, dostęp do Internetu i telefonu, a w razie konieczności – hotel. Wybierając taniego przewoźnika, możemy o tym zapomnieć. A np. największy tani przewoźnik Ryanair odwołuje loty na potęgę. Jeśli nie ma dostatecznej liczby pasażerów, samolot po prostu nie startuje.
Wykupując wycieczkę w biurze podróży, mamy prawie pewność, że samolot wyczarteruje nam tani przewoźnik. Zuzanna Sieroszewska w ubiegłym tygodniu leciała na Kretę. – Już na płycie lotniska przy samolocie Centralwings (spółka córka Lotu – przyp. red.) kręciło się kilku mechaników. 30 minut po starcie pilot poinformował nas, że są kłopoty i musimy zawracać do Warszawy – opowiada. – Lądowanie kosztowało mnie mnóstwo strachu, bo samolotem bardzo kołysało. Przedstawiciel przewoźnika stwierdził, że nie wie, jak to się stało, iż maszynę dopuszczono do lotu. Tani przewoźnicy zapewniają, że na bezpieczeństwie nie oszczędzają.