– Wydaje mi się, że zwycięstwo Le Pen byłoby dużym zaskoczeniem dla rynków i w krótkim terminie mogłoby przynieść spadki. Kwestią kluczową będzie jednak to, które punkty jej programu wyborczego byłyby realizowane. Ogólnie jest ona jednak wielką zwolenniczką prymatu prawa krajowego nad unijnym – mówi „Rzeczpospolitej” Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu doradztwa inwestycyjnego w Noble Securities.
– Na giełdach doszłoby do „czarnego poniedziałku”, gdyby wygrała Le Pen. Paneuropejski indeks Euro Stoxx 600 prawdopodobnie spadłby o 6 proc., a francuski CAC40 zapewne traciłby jeszcze mocniej – prognozuje Ludovic Labal, zarządzający funduszem w firmie Eric Sturdza Investment.
Część analityków wskazuje jednak, że wstrząs byłby krótkotrwały, a inwestorzy szybko uświadomiliby sobie, że rządy Le Pen nie muszą przynieść katastrofy. Kandydatka prawicy już dawno wyrzuciła ze swojego programu postulaty dotyczące przeprowadzenia referendum w sprawie dalszej obecności Francji w strefie euro, a jej propozycje gospodarcze nie są też szczególnie radykalne i skupiają się głównie na obniżkach podatków. Na pewno doszłoby jednak do sporów z Brukselą.