Zbrodnia i kara Exxona

Ta historia wcale się nie skończyła, mimo że od jednej z największych katastrof ekologicznych mija właśnie równe 20 lat. Roi się w niej od pomyłek, przemilczeń i nietrafionych oskarżeń. A ślady ropy z rozbitego tankowca tkwią na Alasce do dziś

Aktualizacja: 17.03.2009 09:33 Publikacja: 12.03.2009 23:26

Zbrodnia i kara Exxona

Foto: AP

Kiedy 24 marca 1989 roku tankowiec „Exxon Valdez” wpadł na skały u wybrzeży Alaski, kapitan Joseph Hazelwood wcale nie był pijany, jak początkowo sugerowano. W ciągu kilku godzin z rozerwanej zderzeniem ładowni statku wyciekło co najmniej 50 mln litrów ropy. Była to jedna z największych katastrof ekologicznych w historii naszej planety. Skażonych zostało ponad 1900 km wybrzeża, zginęły setki tysięcy ryb, ssaków i ptaków morskich. Do dziś nie jest jasne, co było przyczyną wypadku.

Tuż przed północą 23 marca 1989 roku płynący z Alaski do Los Angeles 300-metrowy tankowiec próbował ominąć góry lodowe w Zatoce Księcia Williama. Ledwo co wyszedł z macierzystego portu Valdez, w którym do ładowni wpompowano mu 240 milionów litrów alaskańskiej ropy.

[srodtytul]Kapitan nieobecny[/srodtytul]

Po przejściu przez pobliską cieśninę statek zboczył ze szlaku żeglownego, na który miał wrócić zaraz po tym, jak droga będzie czysta. Nie wrócił. Za sterami stali wtedy sternik i trzeci oficer. Kapitan, który wydał im polecenie przeprowadzenia tankowca przez ten niebezpieczny rejon, spał wówczas w swojej kajucie. Cztery minuty po północy „Exxon Valdez” uderzył w skałę o nazwie Bligh Reef, tam gdzie cieśnina była już o wiele szersza.

Dlaczego kapitan spał? Dlaczego nie było łodzi pilotującej, a straż przybrzeżna nie zainteresowała się bezpieczeństwem żeglugi przez cieśninę? Dlaczego załoga była zmęczona i przepracowana tuż po wyjściu z portu?

Na te pytania sąd nie znalazł odpowiedzi, mimo że procesy w sprawie „Exxona Valdeza” ciągnęły się przez 19 lat. Dopiero w zeszłym roku zapadł ostateczny wyrok w sprawie wysokości odszkodowań, o które mieszkańcy Alaski od lat

90. procesowali się z firmą Exxon.

Zaczęło się jednak od tego, że pełną odpowiedzialność za wypadek zrzucono na kapitana Hazelwooda, który jeszcze przed opuszczeniem portu wypił – jak sam przyznał – „dwie lub trzy wódki”. Dla oskarżycieli jego wina była bezdyskusyjna, bo miał wcześniej kłopoty z prawem za jazdę samochodem po pijanemu. Był nawet z tego powodu aresztowany i zmuszony do uczestnictwa w programie Anonimowych Alkoholików. Próbkę jego krwi do badania zawartości alkoholu pobrano jednak dopiero po dziesięciu godzinach od katastrofy statku, co sprawiło, że wyniki – 0,061 promila – nie odzwierciedlały trzeźwości kapitana w chwili wypadku.

Mimo to ława przysięgłych nie dała się przekonać o winie Hazelwooda, który został uniewinniony w 1990 roku. Ostatecznie za nieumyślne doprowadzenie do wycieku ropy został skazany na karę pieniężną i tysiąc godzin pracy społecznej. Po latach żartował nawet, mówiąc, iż do katastrofy doszło dlatego, że starał się zdrapać z lodowca trochę lodu do schłodzenia swojej margarity.

[srodtytul]Siła złego na jednego[/srodtytul]

Feralnej nocy z 23 na 24 marca 1989 roku nie było jednak nikomu do śmiechu. W ciągu zaledwie sześciu godzin do krystalicznie czystych wód Zatoki Księcia Williama wyciekło ponad 20 proc. z

240 mln litrów ładunku „Exxona Valdeza”. Do dziś nie ma jasności, ile dokładnie ropy trafiło do oceanu. Koncern Exxon przyznał się do wycieku 50 mln litrów. Jednak nie od razu. Przez pierwszą dobę firma milczała, unikając wydania oficjalnego komunikatu. Telefon rzecznika prasowego nie odpowiadał, zwiększając zamieszanie.

Wreszcie 25 marca Exxon wydał oświadczenie, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność za katastrofę ekologiczną i spowodowanie wycieku, który znalazł się w pierwszej pięćdziesiątce światowego rankingu największych plam ropy. Obliczono, że do morza trafiła taka jej ilość, jaką można by zmieścić w 125 basenach olimpijskich.

Po południu 25 marca otoczono część plamy ropy odpornym na ogień pierścieniem i podpalono. Ograniczona barierą plama płonęła przez 75 minut, co pozwoliło pozbyć się 70 – 140 tys. litrów kłopotliwej cieczy. Pozostało po nich około 1400 litrów resztek, które z łatwością zebrano.

Być może Exxon uratowałby Alaskę przed powodzią brunatnej mazi, gdyby nie splot nieszczęśliwych wypadków, który uczynił skutki katastrofy jeszcze bardziej dotkliwymi. 26 marca, kiedy koncern dodał do plamy ropy specjalnych rozpuszczalników mających ułatwić sprzątanie, rozpętał się sztorm. Wiatr w Zatoce Księcia Williama osiągnął 112 km na godzinę, ubijając potraktowaną rozpuszczalnikiem ropę na smolistą pianę. Nigdy wcześniej nie obserwowano takiego efektu, bo też nigdy dotąd nie wykonywano takiej operacji na wzburzonym morzu. Na skutek tego paskudny mus zdołał błyskawicznie rozprzestrzenić się wzdłuż wybrzeży Alaski.

Czwartego dnia po wypadku plama sięgała już 60 km na południowy zachód od miejsca katastrofy, a siódmego – 145 km od statku. Najdalszym punktem, który znalazł się w zasięgu wyciekającej ropy, była wioska Chignik na półwyspie Alaska, oddalona o 760 km od miejsca katastrofy, do której olej dotarł po 56 dniach. Brunatna maź oblepiła około 1900 km wybrzeża, z czego najciężej został dotknięty 320-kilometrowy odcinek plaż leżących na południowy zachód od miejsca wycieku.

Gwoździem do trumny okazał się sezon wyjątkowo zróżnicowanych przypływów, jakie na wiosnę nawiedzają brzegi Alaski. Różnice w poziomie morza dochodzą wówczas do 5,5 metra. Wskutek tego ropa dotarła znacznie dalej w głąb wybrzeża, niżby to się stało o innej porze roku. Szczęście w nieszczęściu, szalejący sztorm zmył sporo szlamu z plaż, ułatwiając nieco pracę ekipom ratunkowym.

[srodtytul]Brudne zbiory[/srodtytul]

Koniec końców w szczytowym momencie akcji do obrony wybrzeży rzucono 11 tysięcy ludzi, 1400 łodzi i 85 samolotów. Prace trwały przez cztery letnie sezony i kosztowały 2,1 miliarda dolarów, które koncern Exxon wyłożył z własnej kieszeni.

Na początek zdecydowano się ratować miejsca rozmnażania się ryb w zatoce i wyloty strumieni, w których słynne alaskańskie łososie odbywają tarło. Miejsca te otoczono pływającymi po wodzie barierami, takimi samymi, których używano do wypalania ropy. Brunatną masę spłukiwano z plaż wodą pod wysokim ciśnieniem. Początkowo używano do tego celu gorącej wody, a dopiero po jakimś czasie pracownicy zorientowali się, że w ten sposób po prostu gotują stworzenia, które zdołały przetrwać pokrycie plaż ropą. Potem zaczęto wykorzystywać zimną wodę, już nie tak skuteczną, ale przynajmniej przyjazną środowisku. Wypłukaną ropę zbierano następnie z wody za pomocą systemu pływających po wodzie barier i specjalnych cedzaków. Potem na plaże wjechały koparki i inny ciężki sprzęt, które zdejmowały co większe łachy mazistej substancji, odsłaniając głębsze warstwy zanieczyszczeń nadających się do zmycia wodą. Na koniec nawieziono niektóre plaże specjalną pożywką wspomagającą rozwój bakterii żywiących się węglowodorami, do których należy ropa. Powiodło się to w kilku miejscach, gdzie warstwa oleju nie była bardzo gruba.

W 1989 roku wyzbierano w ten sposób ponad 25 tysięcy z 50 mln litrów ropy.

Skutki wielkiego sprzątania były spektakularne, ale nie wystarczyły, by uratować ekosystem. Pod toksyczną warstwą oleju truły się ryby, ale najbardziej ucierpiały morskie ssaki i ptaki, które miały najwięcej kontaktu z powierzchnią oceanu. Obliczono, że w ciągu kilkudziesięciu dni od katastrofy wymarło do 2800 wydr morskich, 300 fok pospolitych i 250 tysięcy ptaków morskich. Ropa oblepiała im futra i pióra, osłabiając ich właściwości izolacyjne, co powodowało śmierć z wyziębienia.

Zwierzęta dusiły się kleistą substancją i umierały z powodu zatrucia. Masowe wymieranie dotknęło wodorosty i bezkręgowce. Te ostatnie ucierpiały zarówno w wyniku wycieku ropy, jak i akcji sprzątania wybrzeży gorącą wodą.

Po 20 latach od katastrofy życie w tamtych okolicach nie wróciło na dawne tory. Exxon Valdez Oil Spill Trustee Council, komitet kierujący akcją sprzątania po tankowcu, w 2004 roku opublikował badania, z których wynika, że wyciek ropy dotknął 30 grup lub gatunków zwierząt. Do dziś nie odrodziły się tamtejsze populacje kormoranów, fok pospolitych, kaczek kamieniuszek, śledzi pacyficznych i nurników aleuckich, ptaków polujących na drobne ryby. Stan równowagi zaczęły odzyskiwać m.in. orki, wydry morskie, omułki i małże. Ropa wciąż zalega na niektórych plażach Alaski.

ExxonMobil (powstały po połączeniu z firmą Mobil) zatrudnił własnych naukowców, których wnioski różnią się znacznie od wyników badań prowadzonych przez agencje rządowe. Firma uznała, że w osadach morskich ropa jest wciąż obecna, ale nie stanowi już zagrożenia dla przyrody w Zatoce Księcia Williama.

Według koncernu w tym regionie nie ma już żadnych gatunków, które wciąż cierpiałyby z powodu wycieku. Zdaniem specjalistów z ExxonMobil ten ekosystem już się w pełni zregenerował.

[srodtytul]Zadośćuczynienie[/srodtytul]

Pomimo tego optymizmu, za wyrządzone naturze krzywdy Exxon musiał zapłacić 100 milionów dolarów, które zostały rozdzielone pomiędzy amerykańskie agencje federalne zajmujące się ochroną przyrody. Ponadto sąd ukarał koncern grzywną w wysokości 150 milionów dolarów, co jest najwyższą w dziejach karą za spowodowanie katastrofy ekologicznej.Za wzorową postawę podczas sprzątania wywołanego przez nią bałaganu sąd odpuścił firmie dodatkowe 125 milionów dolarów kary. Oprócz tego Exxon przegrał w sądzie wiele procesów z mieszkańcami obszarów dotkniętych katastrofą i ponad 32 tysiącom z nich musiał wypłacić odszkodowania. W czerwcu 2008 roku Sąd Najwyższy, po wielu odwołaniach złożonych przez firmę, zasądził na ich rzecz 507,5 miliona dolarów. Koncernowi się upiekło, bo wnioskodawcy żądali od niego 2,5 miliarda dolarów.

Kapitan Hazelwood zakończył odbywanie swojej kary w 2001 roku. Przez 11 lat w ramach zasądzonej pracy społecznej zbierał śmieci wzdłuż Seward Highway, autostrady łączącej miasta Anchorage i Seward na Alasce. Pracował też w barze dla bezdomnych Bean’s Café w Anchorage.

W czerwcu 1989 roku tankowiec „Exxon Valdez” został wyremontowany i przemianowany na niewinnie brzmiący „Sea River Mediterranean”. Pod tą nazwą służył do 2002 roku. ExxonMobil wciąż jest największą firmą naftową na świecie.

[ramka][b]Fakty[/b]

[b]+ Tankowiec[/b]

Długość: 301 metrów

Szybkość: 17 węzłów

Pojemność: 240 mln litrów

[b]+ Plama na wodzie[/b]

Objętość: 50 mln litrów ropy

Zasięg: 760 km

Zanieczyszczenie: 1900 km wybrzeża

[b]+ Zginęło[/b]

250 tys. ptaków

2800 wydr morskich

300 fok pospolitych

[b]+ Wielkie sprzątanie[/b]

11 tys. ludzi

1400 łodzi

85 samolotów

2,1 mld dolarów[/ramka]

Kiedy 24 marca 1989 roku tankowiec „Exxon Valdez” wpadł na skały u wybrzeży Alaski, kapitan Joseph Hazelwood wcale nie był pijany, jak początkowo sugerowano. W ciągu kilku godzin z rozerwanej zderzeniem ładowni statku wyciekło co najmniej 50 mln litrów ropy. Była to jedna z największych katastrof ekologicznych w historii naszej planety. Skażonych zostało ponad 1900 km wybrzeża, zginęły setki tysięcy ryb, ssaków i ptaków morskich. Do dziś nie jest jasne, co było przyczyną wypadku.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy