Li Wenliang. Narodziny mitu

Cały świat wciąż żyje wirusem z Wuhanu. Trąbią o nim nieustannie, zwłaszcza w Azji, telewizje i internet. Nie inaczej jest w mediach anglojęzycznych. Co chwila, niezależnie od tego, czy dosięga nas ta wiedza w Nowym Jorku, Londynie czy Rzymie, otrzymujemy newsy o nowych zachorowaniach, zgonach, ograniczeniach w zakupie masek, deficycie miejsc w szpitalach, braku leków, podejrzeniach infekcji etc. Medialna burza zaciera powoli, bo musi, realną skalę problemu. Ludzkość doświadczona dotychczasowymi pandemiami, z hiszpanką czy HIV na czele, reaguje, co zrozumiałe, paniką.

Aktualizacja: 24.02.2020 04:59 Publikacja: 20.02.2020 23:01

Li Wenliang. Narodziny mitu

Foto: AFP

Trudno policzyć miliardy bitów informacji stworzonych ostatnio na ten temat, ale jedno przynajmniej jest pewne: współczesny system komunikacji, prócz tego, że może budować przesadne wrażenie o zagrożeniu, sprawdza się jako instrument ostrzegania i prewencji. W świecie internetu, nawet cenzurowanego jak w Chinach, nie ma możliwości ukrycia czy zatajenia newsa. Co więcej, jego powtarzalność wyostrza problem, mobilizuje władzę polityczną do aktywności.




Najlepszym tego przykładem jest radykalizacja działań chińskiej administracji w związku z brakiem sukcesów w walce z epidemią. 10 lutego, czyli miesiąc po jej ujawnieniu, w odległych o tysiące kilometrów od Wuhanu Pekinie i Szanghaju wprowadzono ograniczenia w poruszaniu się mieszkańców, a 15 lutego Najwyższy Sąd Ludowy Chińskiej Republiki Ludowej ogłosił, że ukrywanie przypadków koronawirusa, ich nieraportowanie oraz świadome zarażanie innych powinno być kwalifikowane jako „narażanie bezpieczeństwa publicznego przez niebezpieczne środki", co jest zagrożone karą od dziesięciu lat pozbawienia wolności do kary śmierci. 17 lutego ten sam sąd uznał, że produkcja sprzętu medycznego (w tym masek chirurgicznych) niespełniającego norm krajowych jest zagrożona karą więzienia do dożywocia włącznie.

To profilaktyka w swoim najostrzejszym prawnokarnym wydaniu. Zapewne w świecie chińskiej dyscypliny społecznej skuteczna. Ale czy tylko o nią chodzi? – pyta świat. Błędy popełniono na samym początku. Z pobudek czysto ideologicznych (lokalny zjazd przedstawicieli ludowych w Wuhanie, którego odwołanie byłoby skandalem), bojąc się paniki, zatajono informacje o śmiertelnym wirusie. Sygnalistów informujących w internecie o nowym zagrożeniu epidemiologicznym poddano policyjnym represjom i zobowiązano do podpisania dokumentów o poufności. Na media nałożono cenzurę. Nie wolno było informować, że wirus rozchodzi się między ludźmi. Nie podjęto też decyzji o izolacji miasta. Wszystko w fatalnym momencie, gdy w związku z chińskim Nowym Rokiem Wuhan zdążyło opuścić kilka milionów ludzi. Musieli być między nimi zarażeni. Błędy naprawiono dopiero w trzeciej dekadzie stycznia, kiedy epidemia rozwijała się na całego. Skutki? Dla rządzących opłakane. Setki nowych epicentrów choroby. Zamknięcie szkół, przedsiębiorstw, wyłączenie w skali niemal całego kraju handlu i produkcji. Zagrożenie kryzysem ekonomicznym, który w poważny sposób może zaważyć na prosperity tej drugiej najważniejszej gospodarki świata.

Czy kryzys może przewrócić system? Zagrozić wyłączności KPCh w chińskiej polityce? Eksperci, jak prof. Bogdan Góralczyk, twierdzą, że nie. W systemie nie ma bowiem alternatywy, konkurencji dla komunistów przewodniczącego Xi. Ale – co do czego nie można mieć wątpliwości – kryzys związany z wirusem z Wuhanu podważył zaufanie do partii. Już nie jest chroniona przez fatum, niebiosa.

Mimo że oficjalna propaganda codziennie dowodzi skuteczności walki systemu z wirusem, nie widać tego w internecie. Liczba krytycznych wobec władz postów przekroczyła w połowie lutego kilka miliardów. To już nie są odosobnione przypadki, z którymi bezpieka może sobie poradzić represjami. To społeczna refleksja, możliwe, że pierwszy symptom narodzin nowych Chin. Chin, których jednym z bohaterów może się stać Li Wenliang, 34-letni lekarz, który pierwszy ostrzegł przed wirusem i został poddany represjom. 7 stycznia zmarł. Dziś Chiny są pełne jego podobizn. Już mamy do czynienia z jego legendą. Ale nie można wykluczyć, że z legendy zrodzi się nowy mit.

Trudno policzyć miliardy bitów informacji stworzonych ostatnio na ten temat, ale jedno przynajmniej jest pewne: współczesny system komunikacji, prócz tego, że może budować przesadne wrażenie o zagrożeniu, sprawdza się jako instrument ostrzegania i prewencji. W świecie internetu, nawet cenzurowanego jak w Chinach, nie ma możliwości ukrycia czy zatajenia newsa. Co więcej, jego powtarzalność wyostrza problem, mobilizuje władzę polityczną do aktywności.

Najlepszym tego przykładem jest radykalizacja działań chińskiej administracji w związku z brakiem sukcesów w walce z epidemią. 10 lutego, czyli miesiąc po jej ujawnieniu, w odległych o tysiące kilometrów od Wuhanu Pekinie i Szanghaju wprowadzono ograniczenia w poruszaniu się mieszkańców, a 15 lutego Najwyższy Sąd Ludowy Chińskiej Republiki Ludowej ogłosił, że ukrywanie przypadków koronawirusa, ich nieraportowanie oraz świadome zarażanie innych powinno być kwalifikowane jako „narażanie bezpieczeństwa publicznego przez niebezpieczne środki", co jest zagrożone karą od dziesięciu lat pozbawienia wolności do kary śmierci. 17 lutego ten sam sąd uznał, że produkcja sprzętu medycznego (w tym masek chirurgicznych) niespełniającego norm krajowych jest zagrożona karą więzienia do dożywocia włącznie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów