NATO rozpoczęło przygotowania do zakończenia trwającej od siedmiu miesięcy operacji w Libii. O możliwych terminach rozmawiali w piątek ambasadorowie sojuszu w Brukseli. – Misja zdecydowanie zmierza ku końcowi – stwierdził prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
Samoloty sojuszu prawdopodobnie jeszcze przez kilka dni będą patrolować przestrzeń powietrzną Libii na wypadek, gdyby śmierć Muammara Kaddafiego nie zniechęciła do walki jego zwolenników. Decyzja o całkowitym zakończeniu misji zostanie podjęta po konsultacjach z Narodową Radą Libijską i ONZ. Trwają ustalenia z libijskimi władzami, w jakiej formie Narody Zjednoczone miałyby pomóc w ustabilizowaniu sytuacji w kraju.
– Ta misja jest bez wątpienia sukcesem NATO. Jeszcze trzy miesiące temu wcale nie było pewne, że powstańcy pokonają wojska Kaddafiego i będą kontrolować cały kraj. Ale operacja od pierwszych dni ukazywała słabe strony sojuszu, między innymi głębokie podziały i słabość militarną niektórych członków – powiedział „Rz" David Dunn, ekspert ds. bezpieczeństwa z uniwersytetu w Birmingham.
Drogę do interwencji w Libii otwarła rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ wzywająca do ochrony ludności cywilnej przed brutalnymi represjami ze strony reżimu Muammara Kaddafiego. Wprowadzono embargo na eksport broni do Libii, a także strefę zakazu lotów, aby uniemożliwić lotnictwu dyktatora bombardowanie rebeliantów.
Już wtedy pojawiły się pierwsze podziały. Sojusznicy z Europy uważali, że egzekwowanie zakazu lotów wystarczy, a zdaniem Amerykanów konieczne było zniszczenie potencjału militarnego reżimu i ułatwienie rebeliantom przejęcia władzy.