Umowy z wykonawcami na bieżące utrzymanie dróg przewidywały ich kompleksowe utrzymanie, naprawę nawierzchni, poboczy, chodników i systemu odwodnienia, ale nie zawierały jednolitych zasad określających częstotliwość i terminy wykonywania takich prac jak: usuwanie zanieczyszczeń i martwych zwierząt, mycia i wymiany znaków oraz mycia ekranów akustycznych.
Zdaniem kontrolerów, którzy stwierdzili w trakcie kontroli uszkodzenia i usterki barier ochronnych, ekranów akustycznych, elementów konstrukcyjnych wiaduktów, a także niewyraźne oznakowanie pionowe i poziome dróg, drogowcy sprawowali niedostateczny nadzór nad firmami, które zajmowały się tymi zadaniami. W ocenie NIK użytkownicy dróg krajowych mają prawo oczekiwać porównywalnych standardów ich utrzymania, bez względu na to, kto jest wykonawcą usług.
Oddział w Łodzi nie był właściwie przygotowany na wypadek wystąpienia zdarzeń nadzwyczajnych na drogach krajowych: nie miał opracowanych planów ani procedur ratowniczych (za wyjątkiem płatnych autostrad), określających sposób postępowania w takich sytuacjach (np. sposobu szybkiego dotarcia na miejsce wypadku, gdy tworzą się korki lub metody wyznaczania objazdów). Takie plany Generalna Dyrekcja w Łodzi zaczęła opracowywać dopiero w trakcie kontroli NIK.
Dyrektor oddziału zamiast nawiązać dobrą współpracę z Państwową Strażą Pożarną, weszła z nią w spór kompetencyjny. Zdarzało się często, że strażacy w trakcie akcji ratowniczych nie mogli skontaktować się z zarządcą drogi, zarządca nie pojawiał się na miejscu zdarzenia lub odmawiał przyjęcia miejsca po wypadku. Wyniki kontroli wskazują również na niewłaściwe utrzymanie infrastruktury drogowej. Kontrolerzy ujawnili np. uszkodzone, nieoznakowane lub niewłaściwie działające hydranty oraz brak możliwości szybkiego otwarcia bram wjazdowych na Miejscu Obsługi Podróżnych.
W łódzkim oddziale odnotowano także przypadki oczywistego konfliktu interesów. Np. w rozstrzyganiu przetargów na dyżury przy zimowym utrzymaniu dróg brały udział osoby, które powinny zostać wyłączone z takich postępowań, ze względu na uzasadnione wątpliwości co do ich bezstronności, ponieważ ich małżonkowie byli zatrudnieni u wykonawcy, który wygrał przetarg. Co więcej, osoby te złożyły wcześniej oświadczenia o braku przesłanek do wyłączenia ich z postępowania.Ponadto pracownicy łódzkiego oddziału generalnej dyrekcji wykonywali zlecenia dla firm, które wygrywały przetargi ogłaszane przez oddział. Prace zlecane były zgodnie z prawem i wykonywane „po godzinach", jednak także tu dochodziło do nieprawidłowości. Podczas pełnienia zleconych, stacjonarnych dyżurów przy zimowym utrzymaniu dróg dla podmiotów zewnętrznych, pracownicy wykonywali jednocześnie inne prace - na rzecz oddziału i przypisane im przez przełożonych z oddziału. Przykładowo drogowcy zamiast sprawdzać - w ramach zlecenia - aktualne prognozy pogody i monitorować z dyżurek sytuację na drogach, robili objazdy lub przeprowadzali interwencje na drogach dla "podstawowego pracodawcy". W dodatku wykorzystywali do tego służbowe samochody. Oznacza to, że zlecone wykonawcom usługi faktycznie nie zostały wykonane, choć oddział za nie zapłacił.
Przedsiębiorca z kolei opłacił w rzeczywistości nie czynności, które zlecił, ale codzienne obowiązki pracowników oddziału (m.in. paliwo i wykorzystanie samochodów). W sumie koszty związane z używaniem samochodów służbowych oraz wydatki na niewykonane umowy wyniosły w 2014 r. ponad 17 tys. zł. Sami pracownicy wskazują, że podobne praktyki stosowane były w łódzkim oddziale od co najmniej 2007 r., a dyrekcja o tym wiedziała.