Reklama

Monika Małkowska: Rurociąg przyjaźni i odnogi

Odebrali nam demokrację, zawładnęli mediami, wykańczają niezależną kulturę!" – wszyscy znają te hasła.

Aktualizacja: 21.02.2016 17:27 Publikacja: 18.02.2016 21:21

Monika Małkowska

Monika Małkowska

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Niektórzy w nie święcie wierzą, wrą oburzeniem i je manifestują. Inni uczestniczą w demonstracjach z odmiennych powodów. Atmosfera jak za Solidarki, spotykają się znajomi, ktoś przychodzi z termosem czaju, ktoś inny z kanapkami. Stara gwardia smakuje déja vu, młodsza – przeżywa dreszczyk nieznanych wcześniej emocji. Pomost ponad pokoleniami, z lekkim posmakiem konspiry.

Nie podejrzewam wszystkich o konformizm, choć i konformiści się zdarzają. Zapewne przeważają ci o czystych intencjach, szczerze przeświadczeni o sensie obywatelskiego oporu. Jestem jednak przekonana, że stając murem w obronie „wolnych mediów", nie do końca są świadomi, o co idzie gra.

Mainstreamowe media nigdy nie były niezawisłe (nie tylko od władz, także od rozmaitych interesów), lecz w ostatnich latach krzywa wypaczeń wzrosła. Redakcje chętnie wchodziły w pakty z różnorakimi „biznesami". Transferowano wzajemne usługi między budżetowymi instytucjami. Co więcej, niektóre media „współpracowały" między sobą, co w rzeczywistości oznaczało rozgałęzione sieci wpływów: tego lansujemy, bo to nasz człowiek, tego skreślamy, bo ma inne poglądy. Jeśli dochodziło do dyskusji, to zawsze były to ustawki. Na niekorzyść tych, co myślą inaczej.

Teraz larum podnoszą ci, którzy zostaną lub już zostali wygnani z raju, jakim były dla nich publiczne media.

Nie chodzi wcale o polityczne wpływy, lecz o... wpływy na konta. Konkretnych redaktorów. Przez ostatnie lata zawłaszczali publiczne media po cichu, bez kija bejsbolowego, za to skutecznie. Bez skrupułów, zapominając o fundamentalnej przyzwoitości. Etyka dziennikarska stała się dla nich martwą literą w statucie dziennikarskiego stowarzyszenia.

Reklama
Reklama

Przy ogólnym zubożeniu środowiska dziennikarskiego, przy coraz większym zagrożeniu bezrobociem w tym zawodzie monopolizowali różne media, mnożyli funkcje, stołki i dochody. Jak prawdziwe paniska rozdawali splendory. kumplom oraz „zaprzyjaźnionym" firmom, które się wypłacały lub odpłacały. Zaiste, prawdziwy rurociąg przyjaźni.

Patologii w mediach było/jest wiele. Na przykład kolorowe magazyny pobierają kwoty za publikacje o czymś/wywiady z kimś, traktując te materiały jako formę promocji osoby/wydarzenia. Faktycznie tak jest – oceny negatywne wykluczone, a pozytywy przesadzone.

Radio i TV pomimo niskich pensji to w gruncie rzeczy złotonośne kury. Etat równa się panowaniu nad czasem antenowym. Kto ma eter, ten ma władzę. A kto ma władzę, robi z niej użytek.

Szło to tak: najpierw wykluczono konkurencję w postaci freelancerów. Łatwo było przekonać szefów, że osoby z zewnątrz osłabiają potencjał redakcji. Również bez trudu przyszło im wmówić, że autopromocja w formie dziesiątki razy powtarzanego spotu z nazwiskiem dziennikarza służy lansowaniu stacji – podczas gdy w istocie przynosi popularność konkretnym osobom. Wiadomo, że nic tak nie pomaga sukcesowi jak... sukces. W efekcie ci sami dziennikarze pojawiają się w różnych mediach. Z przełożeniem na pieniądz.

Bywa jeszcze lepiej: dodatkowe gratyfikacje od tych, którym baaardzo zależy, żeby medialnie zaistnieć. Albo zagraniczne wyjazdy opłacone przez firmy zewnętrzne. Lub ekstrapropozycje (spotkania autorskie, wykłady, prowadzenie eventów, udział w reklamach).

Kolejny powszechnie stosowany myk: zapraszanie znawców w jakiejś dziedzinie jako gości redaktora prowadzącego program. Redaktor piecze aż trzy pieczenie na jednym ogniu – ekspert podrzuca tematy i pracuje na jego markę, nie własną; wypełnia czas antenowy, pozwalając prowadzącemu poleniuchować; najważniejsze – występuje gratis. Czasem jeszcze taki gość da kontakty do innych ekspertów, równie naiwnie wierzących w „misyjność" mediów.

Reklama
Reklama

Wolne media? Wolne żarty.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
„Bałtyk”: Czy warto było
Plus Minus
„Lucky Jack”: Trzy cytryny, cztery wiśnie
Plus Minus
„Lekarz w Himalajach”: Góry i medycyna
Plus Minus
„Obcy: Ziemia”: Satyra na kulturę start-upów
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Jacek Kopciński: Proza wożona pod siodłem
Reklama
Reklama