– Branże, których te zmiany najbardziej dotyczą, takie jak ochrona czy usługi sprzątania, nie zdążą się przygotować. Chodzi przede wszystkim o wieloletnie kontrakty z klientami – dodał Krasicki.

Od 1 stycznia 2016 r. umowy-zlecenia do wysokości minimalnego wynagrodzenia będą objęte obowiązkiem uiszczania składek na ubezpieczenia społeczne. Na razie taki obowiązek dotyczy tylko pierwszej umowy, co jest nagminnie nadużywane: pierwsza umowa to zwykle 50–100 zł, dopiero kolejne opiewają na właściwą wysokość wynagrodzenia.

– Nowe przepisy oznaczają skokowy wzrost kosztów pracy. Firmy z naszego sektora, które zatrudniają 350 tys. osób, zastanawiają co teraz zrobić: rozwiązywać kontrakty czy narażać się na straty. Można oczywiście negocjować umowy, ale klienci niechętnie przyjmują argumenty, że muszą więcej zapłacić ze względu na zmiany legislacyjne – podkreślał Krasicki. – Zmiany powinny wymusić też wprowadzenie w zamówieniach publicznych wymogu, by pracownicy byli zatrudnieni na umowę o pracę. Dziś 99 proc. przetargów to tylko najniższa cena, co de facto otworzyło furtkę do umów śmieciowych w Polsce.

Adam Pawłowicz, partner w Saski Partners, moderator spotkania, zauważył, że zamykanie jednych furtek może wypychać w inne formy optymalizacji podatkowej. – Na Słowacji ozusowane są wszystkie umowy, ale w Czechach już nie, z czego pewnie nasze firmy skorzystają. Czy nie lepiej byłoby przyjąć w Polsce rozwiązania systemowe: uprościć przepisy i obniżyć podatki i składki – pytał Pawłowicz.

– Oczywiście że byłoby lepiej, ale trzeba też łatać doraźne dziury w wiadrze – komentował Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC. – Według niego samo ozusowanie umów-zleceń jest niezbędne. – Oczywiście niesie to pewne usztywnienie rynku pracy i koszty w niektórych branżach. Jednak brak składek emerytalnych od niektórych form pracy, gdy jest to masowo wykorzystywane, tak naprawdę jest subsydiowaniem tańszej oferty niektórych firm przez wszystkich podatników.