„Rano razem z »Teresą« (Teresa Potulicka-Łatyńska) zostaję odkomenderowana do drugiego plutonu por. »Andrzeja« (Jerzy Kowalczyk), który zmienia oddział broniący katedry św. Jana. Katedra nie jest zniszczona. Wprawdzie okna są wybite, a ściany ogołocone z niektórych cennych dzieł sztuki, noszą wyraźne ślady toczących się tutaj walk, ale mury zewnętrzne i sklepienia są prawie nienaruszone, a drewniane wyposażenie wnętrza w całości” – wspominała Barbara Gancarczyk-Piotrowska, sanitariuszka AK ps. „Pająk”.

„Katedra w ciągu pierwszej połowy sierpnia paliła się kilkakrotnie. Jakoś udawało się zawsze gasić ogień w zarodku. Pożar, który strawił ją doszczętnie, zaczął się 16 sierpnia w południe. Niemcy podpalają pociskami zapalającymi domy po drugiej stronie Dziekanii. Na skutek silnego wiatru ogień przenosi się szybko na boczną kaplicę, prezbiterium i nawy. Grupka mężczyzn próbuje go gasić. Ktoś taszczy nawet węża strażackiego. Cóż, kiedy znikome ilości wody unicestwiają wszelkie wysiłki. Zgromadzone książki, drewniane boazerie, ławki, obicia stopniowo padają pastwą płomieni. Na zewnątrz kościoła od Kanonii nasi chłopcy wzmacniają naprędce barykadę. Katedra jest najbardziej wysuniętym punktem Starówki od strony wschodniej. Ruiny zamku oraz budynki pod skarpą wiślaną zajęte są przez Niemców i własowców. Nieprzyjaciel podchodzi wypalonymi ruinami Kanonii” – opisywała po latach sanitariuszka „Pająk”.

Dowódcą oddziału, którego zadaniem było odbicie z rąk Niemców i utrzymanie katedry, był rotmistrz Bolesław Zawalicz-Mowiński, który dopiero w lipcu 1944 r. rozkazem komendanta głównego AK został przeniesiony do Warszawy, aby rozpocząć służbę w zgrupowaniu, którym dowodził mjr Stanisław Błaszczak „Róg”. Obejmowało ono swoim zasięgiem Stare Miasto, Muranów i Powiśle.

Czytaj więcej

Odebrać zrzuty z „Chochli” lub „Hamaka”

Umiejętne dowodzenie i bohaterstwo

Od wybuchu powstania Zawalicz-Mowiński pełnił funkcję zastępcy dowódcy, a podczas niemieckiego ataku na Stare Miasto dowodził oddziałem, który walczył w katedrze. – Oddział dowodzony przez Zawalicza-Mowińskiego nie tylko zrealizował to zadanie pomimo wielkich strat, ale przede wszystkim przyczynił się do przedłużenia obrony Starego Miasta – uważa dr Łukasz Wolak, historyk, biograf oficera.

„Jako dowódcy obrony St. Miasta zależało mi na najdłuższym utrzymaniu tej potężnej budowli, która ryglowała n[ieprzyjacie]lowi dostęp od strony placu Zamkowego i Wisłostrady w głąb naszej obrony. Załoga katedry zmuszona była przejściowo ustąpić. Wysłane posiłki pod d[owódz]twem mjr. Zawalicza-Mowińskiego, z-cy d-cy Zgrupowania »Róg«, odbiły katedrę, a dzięki umiejętnemu dowodzeniu i bohaterstwu d-cy walka w samej katedrze trwała przez kilka dni – w warunkach niezwykle ciężkich – walczono na krużgankach i pomiędzy filarami i o każdą nawę. Utrzymanie katedry uniemożliwiło n[ieprzyjacie]lowi wdarcie się na St[ary] Rynek i przedłużyło obronę całej Starówki. Zawdzięcza się to przede wszystkim osobistej odwadze, ofiarności i uporowi w walce d-cy kierującego obroną katedry” – wspominał płk. Karol Ziemski ps. „Wachnowski”, dowódca grupy Północ.

Błaszczak pisał o nim w powojennej opinii służbowej: „Samodzielny, pełen inicjatywy. Odważny i spokojny. Bez przerwy na stanowisku. Ranny. W trakcie leczenia wrócił na linię”. Jeszcze w czasie trwania Powstania przedstawił Zawalicza-Mowińskiego do awansu na stopień majora. Otrzymał go 1 października 1944 r. na podstawie decyzji dowódcy Armii Krajowej gen. dyw. Tadeusza Bora-Komorowskiego. Za zasługi w odbiciu katedry mjr Błaszczak przedstawił wniosek płk. Ziemskiemu o odznaczenie Zawalicza-Mowińskiego. W uzasadnieniu napisał: „Dnia 21-23 sierpnia 1944 r. jako dowódca obwodu Zgrupowania »Róg« przeprowadził przeciwnatarcie na rejon ul. Kanonia – ul. Świętojańska. Zmusił nieprzyjaciela do opuszczenia zajętego rejonu, osadzając z powrotem załogę katedry jako najważniejszego punktu broniącego dostęp do Rynku Starego Miasta. Odbicie katedry przedłużyło obronę odcinka Starówki. Wykazanym osobistym bohaterstwem, trafną oceną sytuacji i umiejętnością dowodzenia zasłużył na odznaczenie Krzyżem Virtuti Militari kl. V”. Jednak rozkaz o jego nadaniu nie ukazał się – na co wskazuje dr Wolak – w dzienniku rozkazów komendanta Okręgu Warszawskiego, a co za tym idzie, Zawalicz-Mowiński nie został nim odznaczony podczas powstania, ale kilka lat później.

Jego zgrupowanie brało udział jeszcze w walkach nieopodal gmachu PKO, Domu Profesorów, szkoły na Rybakach, Starej Prochowni i bloków położonych pod skarpą. Wraz ze swoim oddziałem przedzierał się kanałami do Śródmieścia.

Dzień po kapitulacji powstania Zawalicz-Mowiński rozkazem komendanta okręgu Armii Krajowej gen. bryg. Antoniego Chruściela „Montera” otrzymał Krzyż Walecznych po raz pierwszy. Dwa dni później, czyli 5 października 1944 r., wraz z dowódcą i grupą żołnierzy AK trafił do niewoli. Niemcy przetransportowali go najpierw do obozu Bergen-Belsen, a następnie Fallingbostel, Gross-Born, a potem do Sandbostel. Wolność przyniosła mu armia brytyjska.

Czytaj więcej

Korytarz przez ogród Saski

Student, rolnik, ułan

Kim był Bolesław Mowiński? Urodził się w małej miejscowości Skrzeszewo w powiecie kartuskim. Dzieciństwo spędził w majątku rodziców, którzy zadbali o jego edukację. Już jako młody chłopak zaangażował się w pracę niepodległościową Polskiej Organizacji Wojskowej we Włocławku. Po wkroczeniu polskiego wojska na teren Pomorza kilka razy był łącznikiem polskich tajnych organizacji. Za tę działalność kilkunastoletni Bolesław otrzymał Medal Niepodległości i Honorową Odznakę Frontu Pomorskiego. W marcu 1920 r. zaciągnął się do wojska i walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Został ranny. Po zakończeniu wojny rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim, które kontynuował na Uniwersytecie w Królewcu oraz Uniwersytecie w Bonn. Znał niemiecki, angielski, francuski i rosyjski. Po studiach zajął się zarządzaniem rodzinnym majątkiem. Otrzymał stopień doktora inżyniera rolnictwa.

W marcu 1939 r. powrócił do służby wojskowej. Został dowódcą szwadronu w 16. pułku ułanów. Kilkadziesiąt dni przed wybuchem wojny otrzymał awans na stopień rotmistrza rezerwy kawalerii. Wziął udział w bitwie nad Bzurą. Został ranny, ale ze szpitala w Żychlinie uciekł 6 listopada 1939 r. Trafił do konspiracyjnego mieszkania Jana Sokołowskiego – tym nazwiskiem posługiwał się w czasie konspiracji płk. Stefan Rowecki „Grot”. Otrzymał od niego rozkaz włączenia się w działalność konspiracyjną i budowania struktur ZWZ w obwodzie Sanniki. Organizował m.in. przerzuty graniczne. Zajmował się również działalnością wywiadowczą w dawnych Prusach południowo-wschodnich.

Po reorganizacji struktur podziemia z ZWZ w Armię Krajową, Zawalicz-Mowiński został przeniesiony do komendy obwodu AK Węgrów i Sokołów, gdzie pełnił funkcję oficera informacji oraz kwatermistrza. W czasie konspiracji posługiwał się kilkoma pseudonimami: „Zawalicz”, „Gończ”, „Witold”, „Stef”, „Dyrektor”.

Bolesław Zawalicz-Mowiński

Bolesław Zawalicz-Mowiński

Foto: Ze zbiorów IPN

Powojenna misja

W 1945 r. po uwolnieniu z niewoli nie chciał wracać do komunistycznej Polski. Po zakończeniu wojny zaangażował się w Niemczech w tworzenie organizacji jeńców wojennych oraz żołnierzy odmawiających powrotu do kraju, w tym w Stowarzyszenie Polskich Kombatantów.

Niedługo potem wywiad Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie zaczął przyglądać się działalności Mowińskiego. „Mjr Zawalicz-Mowiński – szef sztabu płk. Ziemskiego. Oficer AK. W czasie konspiracji i powstania jeden z bliskich współpracowników Ziemskiego. Był z nim razem w niewoli. Przed wojną zamożny ziemianin. Niezbyt bystry, umysłowość b[ardzo] przeciętna. Uczciwy, gładki w obejściu. Wysokiego mniemania o sobie. Uważa siebie za zręcznego dyplomatę, polityka. B[ardzo] lubi mówić o sobie. Typ uczuciowca, fanatyka. Pała nienawiścią do ZSRR i rządu Rzeczypospolitej Polskiej. O rządzie wyraża się jako o agentach obcego mocarstwa. Wróg repatriacji. Wywiera duży wpływ na Ziemskiego, z którego stara się robić bożka, przyjmując na siebie rolę kapłana” – charakteryzował go agent komunistycznej bezpieki.

Zawalicz-Mowiński miał styczność z liderami polskiej emigracji – Augustem Zaleskim, gen. Władysławem Andersem, Tomaszem Arciszewskim. Znał również Tadeusza Kobylańskiego. – Wraz z Emerykiem Huttenem-Czapskim realizował misję, którą zlecił im senator Kobylański. Chodziło o zbadanie, czy i w jakiej formie będą możliwe kontakty bezpośrednie pomiędzy rządem polskim w Londynie a rządem w Bonn, oraz o zwrócenie uwagi w kręgach rządowych w Bonn na losy Polaków w Niemczech – wskazuje dr Łukasz Wolak.

W meldunku Wincentego Broniwoja-Orlińskiego, który w latach 50. podjął współpracę z komunistycznymi służbami pod pseudonimem „Weber”, można przeczytać: „Odnośnie [do] linii polskiej, to od czasu wyemigrowania mego wodza pułk. Swobody-Lubczyńskiego do Ameryki miejsce jego zajął p. płk Zawalicz-Mowiński (…), który przedstawił mi analogiczne odgórnie sztabowe uporządkowanie – czyli moją bezpośrednią podległość służbową. Od tej więc pory w sprawach służbowych polskich zwracałem się do wyżej wymienionego p. płk. Zawalicza. Jemu też składałem sprawozdania z przebiegu mojej pracy u Amerykanów”. Zdaniem Łukasza Wolaka meldunek Orlińskiego wskazuje na aktywne zaangażowanie Zawalicza-Mowińskiego w działalność siatki wywiadowczej na terenie RFN.

Zawalicz-Mowińskim interesowała się także Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej w Bydgoszczy. Powodem było podejrzenie, że pracował dla zachodnioniemieckiego wywiadu. Nie ma na to dowodów.

W lutym 1954 r. Zawalicz-Mowiński przeniósł się do Kanady. Zamieszkał w Toronto i pracował w firmie ubezpieczeniowej. Czy kontynuował swoją służbę w cieniu? W tym czasie decyzją naczelnego wodza awansował na stopień podpułkownika. W 1990 r. prezydent RP na uchodźstwie w Londynie – Ryszard Kaczorowski – na wniosek ministra spraw wojskowych awansował wszystkich żołnierzy PSZ na emigracji o stopień wyżej.

Pułkownik zmarł 31 stycznia 1993 r. w wieku 90 lat.