Drugi tydzień Powstania Warszawskiego: Reduta Wawelska, jeden z ostatnich rejonów Ochoty zajmowanych przez powstańców. W chwili wolnej od walki żołnierze słuchają programu polskiej sekcji BBC, gdy nagle jeden z AK-owców rzuca się na odbiornik, próbując go… zniszczyć!

Wedle relacji Haliny Donath „Kotki”, powodem agresji jej kolegi był fakt nadania przez BBC ponurego chorału „Z dymem pożarów”. Dopiero wiele lat po wojnie powstańcy dowiedzieli się, że ten znienawidzony utwór pełnił funkcję w systemie informowania AK poprzez melodie nadawane w polskiej sekcji BBC. Został wybrany jako jeden z sygnałów wiele tygodni przed wybuchem powstania i oznaczał, że tej nocy samoloty z pomocą dla AK nie przylecą. Był to jeden z elementów złożonego systemu odbioru zrzutów przez AK. Systemu, który został poddany najwyższej próbie w pierwszych dniach Powstania.

Czytaj więcej

Korytarz przez ogród Saski

Własna baza i system

Zrzuty lotnicze dla ZWZ-AK były prowadzone od 1941 r. W wyniku wieloletnich starań Polacy w Londynie stworzyli własną eskadrę samolotów zdolnych do realizacji niebezpiecznych misji, bazę przerzutową oraz system łączności pozwalający zarządzać operacjami do kraju. AK wykształciło kadry i wytypowało ponad 500 zrzutowisk. W szczytowym momencie akcji podejmowania przerzutów powietrznych – w kwietniu, maju i lipcu 1944 r. – konspiracja w kraju podjęła ich 175. Do momentu wybuchu walk w Warszawie samoloty dostarczyły łącznie ponad 316 ton zaopatrzenia.

Wedle zamierzeń AK odbiory zrzutów podczas Powstania Warszawskiego miały prowadzić w sposób skoordynowany wyspecjalizowane struktury Komendy Głównej, Obszaru Warszawskiego i Okręgu Warszawa. W Komendzie Głównej od 1940 r. funkcjonowała dedykowana do tego typu akcji struktura (będziemy nazywać ją „Syreną” zgodnie z jej pierwszym i ostatnim kryptonimem – przyp. GR). „Syrena” posiadała bogate doświadczenia – z powodzeniem zorganizowała i koordynowała odbiór 255 zrzutów.

W lipcu 1944 r. służyło w tej strukturze blisko 50 osób. W tym okresie oddział ewakuacji materiałowej „Syreny” został przekształcony w oddział odbioru przerzutów powietrznych przy Komendzie Okręgu Warszawa. Miała ona w strukturach referenta przerzutów powietrznych (pp): był nim kpt. Zdzisław Szymborski „Skowron”, a jego zastępcą kpt. „Polaczek” (nazwisko nieznane). W przededniu powstania w każdym z obwodów Okręgu działał oficer przerzutów powietrznych. Obszar Warszawski AK natomiast posiadał rozbudowany referat przerzutów powietrznych, kryptonim „Studnia”, liczący 12 osób. Podlegało jej dodatkowo 15 oficerów poszczególnych obwodów Obszaru. „Studnią” dowodził ppor. Józef Regulski „Biały”. Z relacji oficerów wynika, że dowództwo Armii Krajowej miało przejrzysty plan: zamierzało zorganizować odbiór zrzutów w mieście w oparciu o kadry Okręgu i KG AK, a jednocześnie zaopatrywać Warszawę z zewnątrz poprzez zrzuty odebrane przez Obszar Warszawski.

W mieście w czasie powstania było bardzo niewiele miejsc dogodnych do zrzucenia pomocy

W mieście w czasie powstania było bardzo niewiele miejsc dogodnych do zrzucenia pomocy

Foto: AAN, Archiwum Romualda Śreniaw-Szypowskiego

Miejsca do zrzutów

29 lipca 1944 r. KG AK informowała Londyn, że nie wyznaczyła w mieście stałych miejsc zrzutów. Miano ich dokonać w rejonie wyłożenia ustalonych sygnałów świetlnych na ziemi. W przeddzień wybuchu powstania Okręg Warszawa zarządził organizację oddziałów odbioru zrzutów w każdym z obwodów. Wybór miejsc, w które miały być kierowane, pozostawiano do decyzji komendy danego obwodu.

Przylotu samolotów spodziewano się pierwszej nocy po wybuchu Powstania w liczbie 15 maszyn. Nie była to liczba przesadzona, AK w tym czasie była organizacyjnie przygotowana do odbioru wskazanej liczby samolotów nawet jednej nocy. Natomiast brak wskazania konkretnego rejonu zrzutów wynikał zapewne z faktu, że ich umiejscowienie zależne było od zakresu sukcesów powstańców w pierwszych godzinach walki. Przy sprawnie działającej łączności radiowej z Zachodem zorganizowanie zrzutowiska w kraju sprowadzało się do odnalezienia odpowiedniego miejsca, wyposażenia kilkunastu ludzi w środki sygnalizacji i poinformowania o tym Londynu. Cała akcja mogła więc bez większych przeszkód zostać zorganizowana w ciągu kilkudziesięciu godzin.

Brak wskazania w korespondencji radiowej konkretnych zrzutowisk nie oznaczał, że AK nie podjęła działań zorganizowania ich na terenie Warszawy. W ostatnich dniach przed powstaniem oficerowie „Syreny” dostali zadanie zorganizowania grup odbioru w rejonach dużych, niezbudowanych obszarów miasta. Wedle relacji por. Ryszarda Zbigniewa Brycha „Rysiek” zorganizował oddział odbiorczy przy ul. Grójeckiej mający przygotować się do odbioru zrzutu w rejonie ulicy Grójeckiej, torów kolejowych i ul. Spiskiej. Był to plac o powierzchni 10 hektarów. Kolejna ekipa odbioru obsadziła Wodociągi Warszawskie położone między ulicami: Koszykową, Raszyńską i Filtrową.

Informacji o kolejnym polu zrzutowym dostarczają wspomnienia por. Antoniego Stromengera „Lebery” i relacja kpt. Wincentego Broniwoja-Orlińskiego „Broniwój”. Wedle „Lebery”, oddział liczący ok. 10 osób kwaterował na ulicy Ceglanej i miał obsługiwać pole zrzutowe położone na obszarze po ruinach małego getta. Zrzuty miały się odbyć na początku powstania, wspomniane akcje zostały jednak odwołane w drugim tygodniu sierpnia z uwagi na brak panowania nad wskazanymi terenami. Ostatecznie do podejmowania zrzutów z alianckich samolotów nadawały się ruiny małego getta.

Czytaj więcej

Kapelusz w błocie

Ratunek w lasach

Warszawę planowano także zaopatrywać ze zrzutów, które miały mieć miejsce poza miastem, na terenie Obszaru Warszawskiego AK. Na odprawie oficerów komendy Obszaru pod koniec lipca 1944 r. wyznaczono plebanię w Izdebnie koło Grodziska Mazowieckiego jako punkt kontaktowy dla ekipy z radiostacją, kpt. Aleksandra Jedlińskiego „Franek” oraz ppor. Józefa Regulskiego „Biały”. Wedle relacji ppor. Regulskiego planowano uruchomić łączność radiową działającą na rzecz odbioru zrzutów pod Warszawą. Umówione spotkanie miało się odbyć 31 lipca. Jednak w wyznaczonym terminie i miejscu nie stawił się łącznik kpt. „Franka”.

W tym samym czasie do ppor. Regulskiego dotarły informacje o znajdującym się w Puszczy Kampinoskiej silnym zgrupowaniu partyzanckim por. Adolfa Pilcha „Góry”, do którego postanowił dołączyć. Wedle wspomnień dowódcy obwodu „Obroża” AK, mjr. Józefa Krzyczkowskiego „Szymona”, „Biały” przybył do Puszczy Kampinoskiej w drugim tygodniu sierpnia. Od początku sierpnia we wsi Truskaw, przy sztabie mjr Krzyczkowskiego, działała radiostacja dowodzona przez kpt. „Franka”. 4 sierpnia nawiązała łączność z Londynem. Tym sposobem z kilkudniowym „poślizgiem” udało się zrealizować zamierzenia Obszaru.

Na długo przed powstaniem na obrzeżach puszczy funkcjonowało kilka zrzutowisk z przeszkoloną obsługą, m.in. tzw. bastiony, które mogły za jednym razem odebrać zrzut z kilku samolotów. Początkowo były to bastiony „Chochla” i „Hamak”. Z czasem na południe od puszczy, w rejonie Grodziska Mazowieckiego, zlokalizowano dwa kolejne bastiony, często wykorzystywane przez konspirację w okresie poprzedzającym powstanie – „Tasak” i „Solnica”. Już w trakcie walk w Warszawie zorganizowano kolejne zrzutowiska, czyniąc z rejonu Puszczy Kampinoskiej ważny węzeł podejmowania alianckich samolotów.

Podwarszawskie lasy zyskały na znaczeniu jeszcze bardziej po operacjach lotniczych prowadzonych od 15 sierpnia, gdy Brytyjczycy, chcąc minimalizować bardzo wysokie straty, zaprzestali latać bezpośrednio nad miastem. Zmusiło to KG AK do zmiany strategii podejmowania zrzutów. Zorganizowano kolejne zrzutowiska w Lesie Kabackim, Cisowskim, Sękocińskim i wspomnianej już Puszczy Kampinoskiej. Stamtąd broń miała zostać przerzucona do Warszawy.

Sto ton sprzętu dla powstańców

W momencie wybuchu powstania Polskie Siły Powietrzne nie były gotowe, by „z marszu” nieść pomoc oddziałom AK w Warszawie na większą skalę. Pierwsze zrzuty na miasto nastąpiły w nocy 45 sierpnia. Ze spodziewanych 15 samolotów w rejon Warszawy wysłano cztery maszyny, z których trzy zdołały wykonać zrzut nad miastem i częściowo w Puszczy Kampinoskiej. Szybko zdano sobie sprawę, że walki w Warszawie poddały dramatycznej próbie opracowane przez AK procedury i wytyczne. Jak stwierdza por. „Lebera”: „Przyjmowanie zrzutów według metod stosowanych poza Warszawą nie mogło zdać egzaminu w warunkach walk ulicznych w stolicy”. Dodatkową komplikację stanowił z biegiem czasu coraz bardziej dramatyczny przebieg walk w Warszawie.

Mimo skrajnie niesprzyjających warunków, wcześniejsze przygotowanie grup odbioru oraz istnienie „bastionów” poza granicami Warszawy pozwoliło na kontynuowanie akcji. Łącznie podczas powstania wysłano nad Warszawę i jej okolice 272 samoloty, które zrzuciły 233 tony sprzętu. Wedle wiarygodnych szacunków do rąk powstańców trafiła blisko połowa tych materiałów: 109 ton.

Grzegorz Rutkowski jest historykiem, pracownikiem naukowym Muzeum Historii Polski