Każdy Konkurs Chopinowski jest wyjątkowy. Ten z 1955 roku również, z kilku powodów. Odbył się z rocznym opóźnieniem, po sześcioletniej przerwie od poprzedniego, ale postanowiono, że musi uświetnić otwarcie odbudowanego po wojennym zniszczeniu gmachu Filharmonii Warszawskiej. Komunistycznym władzom zabrakło polotu, by odtworzyć secesyjny gmach Filharmonii z 1901 roku i zamiast tego zatwierdziły postawienie nowego budynku w neoklasycystyczno-socrealistycznym stylu, z salą o ponad 500 miejsc mniejszą niż Filharmonia miała przed II wojną światową. Inauguracyjny koncert 21 lutego 1955 roku był jednak wielkim świętem, a następnego dnia rozpoczęły się przesłuchania konkursowe. 

Dopuszczono 77 pianistek i pianistów, nieco ponad połowę tych, którzy pragnęli wystartować w Konkursie Chopinowskim. Oceniało ich aż 31 jurorów. Z powodu tak licznego grona po raz pierwszy do sumowania punktów wystawianych przez oceniających użyto maszyny matematycznej.

Czytaj więcej

Trailer filmu „Chopin, Chopin!” Czy Eryk Kulm jest podobny do Chopina?

Konkurs z belgijską królową

 W 1955 roku stalinowski mrok zaczynał blednąć, Konkurs Chopinowski przyciągnął zatem wielu zagranicznych gości. Z największymi honorami przyjmowano belgijską królową Elżbietę zaprzyjaźnioną kiedyś z Ignacym Janem Paderewskim. 

 Poziom uczestników był bardzo wysoki. Pierwsze miejsce przypadło Adamowi Harasiewiczowi, drugie zdobył Władimir Aszkenazi ze Związku Sowieckiego, trzecie Chińczyk Fou Ts’ong, czwarte Bernard Ringeissen. Francuz był faworytem publiczności niezadowolonej potem, że oceniono go za nisko. Decyzję jury o zwycięstwie Polaka uznano za akt odwagi. Panowało przekonanie, że wygra przedstawiciel państwa sowieckiego. Wladimir Aszkenazi prezentował się znakomicie aż do finału, ale nie najlepiej wykonał w nim Koncert e-moll Chopina w przeciwieństwie do Adama Harasiewicza. I Polak wysunął się na pierwsze miejsce.

 Kilka lat później Rosjaninowi udało się wyjechać na Zachód i jako Vladimir Ashkenazy zrobił wspaniałą karierę, najpierw jako pianista, potem też w roli dyrygenta. Los sprzyjał i Fou Ts’ongowi. Gdy w latach 60. w Chinach zaczęła się rewolucja kulturalna mająca na celu rozprawę z inteligencją, partia komunistyczna kazała mu wrócić do kraju. Fou Ts’ong, który wówczas przebywał w Polsce, wybrał Londyn. Podobno pomogły mu w tym władze PRL.

 Fortepian zamiast skrzypiec

 Niewiele brakowało, aby Adam Harasiewicz stanął do rywalizacji chopinowskiej już w 1949 roku. W wieku 15 lat wygrał Konkurs Młodych Talentów, dzięki temu wziął udział w eliminacjach do pierwszego po wojnie Konkursu Chopinowskiego. – Pierwszy raz wtedy zagrałem z orkiestrą. Niezwykłe przeżycie, miałem 16 lat. Do konkursu nie zostałem dopuszczony. Uznano, że jestem za młody. Ale już miałem przygotowany cały konkursowy program chopinowski i pianistycznie byłem bardzo ogładzony, miałem dźwięk, technikę. W 1949 roku pojechałem do Warszawy popatrzeć, jak taki konkurs wygląda – wspominał w 2010 roku w długiej rozmowie z Teresą Torańską. W przeciwieństwie do wielu pianistów edukację zaczął stosunkowo późno, bo w wieku 10 lat. Przeszkodziła wojna, po jej wybuchu Niemcy wypędzili Harasiewiczów z rodzinnej Chodzieży w Wielkopolsce. 

 Schronienie znaleźli w Rzeszowie. Ojciec kupił Adamowi skrzypce, ale on wolał fortepian, który stał w ich domu. – Moja starsza siostra trochę brzdąkała. Zagrałem prosty utworek, którego się uczyła i rodzice uznali, że w moim graniu coś ładnego się dzieje. Mama opowiadała mi potem, że wyczuła dobrą atmosferę w powietrzu – wspominał. 10-letni Adam rozpoczął wówczas naukę. Prawdziwa edukacja przyszła jednak po zakończeniu wojny u pianistki Janiny Stojałowskiej, o której potem mówił, że ustawiła go na całe życie. Brał u niej lekcje prywatne, ale to ona uznała, że ma dobrą rękę do fortepianu.

Czytaj więcej

Michał Kwieciński: Trzy lata z Chopinem

 „Byłem troszkę za leniwy”

 Studia odbył w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie. Jego profesorem był Zbigniew Drzewiecki, ówczesny guru polskiej pianistyki chopinowskiej. – Nie przytłaczał studentów swoją osobowością, nie zabijał w nich indywidualizmu. Lubił mnie, ale nie był specjalnie nastawiony na sentymenty. Jak coś zagrałem brawurowo, to milczał i tylko oko mu błyskało, a w powietrzu się czuło: „Aha! To jest to!”. Wiem, że moje granie komentował w rozmowie z innymi. Mówił, że nadzwyczajne, ale że sobie nie ufam i chcę wciąż lepiej i lepiej – opowiadał Adam Harasiewicz w rozmowie z Teresą Torańską.

 Po latach mówił w Polskim Radiu: „Jak się jest młodym, powinno się cztery godzinny dziennie grać, mnie nie zawsze się to udawało. Byłem może troszkę za leniwy. Chyba ćwiczyłem za mało. Ale to znów sprawa indywidualna. Ignacy Friedman uważał, że trzeba ćwiczyć bardzo dużo, a z kolei Artur Rubinstein – że wcale nie, bo trzeba mieć czas na życie, inaczej muzyka nic nie wyraża, skoro artysta nie ma z czego czerpać. Jak wiadomo, miał bardzo kolorowe życie, a grał cudownie”.

 O udziale w Konkursie Chopinowskim opowiadał kiedyś, że było w jego grze trochę nerwowości, co paradoksalnie mu sprzyjało. - Technicznie byłem przygotowany, a moment szybkiego bicia serca, tremy wyszedł mi na korzyść. Koncert e-moll dzięki temu żył. U Chopina najgorsza jest monotonia. Musi być kolor, oddech, przyśpieszenie, zawieszenie - zaznaczał.

Piękno jest w dźwięku

 Bezpośrednio po zwycięstwie posypały się koncertowe zaproszenia. W ciągu następnych 20 lat Adam Harasiewicz występował we wszystkich krajach Europy, Azji oraz w Stanach Zjednoczonych z największymi orkiestrami świata i pod batutą najsławniejszych dyrygentów.

Dla Philipsa nagrał w latach 1958-1974 czternaście płyt z utworami Chopina, w tym komplet jego etiud. Z kolei wszystkie mazurki utrwalił w 2005 roku dla Polskiego Radia.

Czytaj więcej

Życie romantyczne. Wystawa w Muzeum Chopina

 Od ponad pół wieku mieszka w Salzburgu. Stał się i jest niekwestionowanym autorytetem. Nie zajmuje się, co prawda, pracą pedagogiczną, ale prowadzi kursy mistrzowskie i udziela rad młodym pianistom. Korzystają z nich chętnie, tak uczyniło wielu późniejszych laureatów Konkursów Chopinowskich. - Martha Argerich przyszła do mnie w Warszawie przed konkursem. Grała świetnie, jedynie kantylena wydawała mi się za mało śpiewna. Odpowiedziała mi bardzo mądrze: „Nikt nie ma wszystkiego, ale jak się ma jedną rzecz, można iść dalej”. Miała cudowną technikę, siadła i od razu, bez rozgrzewki, kapitalnie zagrała trudne Preludium es-moll – opowiadał Adam Harasiewicz. 

Nie o wszystkich młodych pianistach jest równie dobrego zdania. – Mają lepszą technikę, ale grają szybko, czasem za szybko. Kiedyś robiło się przesadne uczucia, jakieś wzdychania, teraz to poszło w przeciwną stronę, w dystans, stąd pewnie wrażenie chłodu. A piękno jest w dźwięku, w sile wewnętrznej i w tym, co się ma interesującego do powiedzenia - ocenia. Sześciokrotnie – od 1995 do 2021 roku – był jurorem Konkursów Chopinowskich. I zawsze, jak mówił, czekał, aż ktoś go zaskoczy, olśni, bo u Chopina najgorsza jest monotonia. Musi być kolor, oddech, przyśpieszenie, zawieszenie. To kwestia wyczucia. A słuchacz powinien odnieść wrażenie, że pianista tworzy wykonywaną muzykę.

 Chopin w interpretacji Adama Harasiewicza brzmi pięknie. Jest elegancki, zagrany pięknym dźwiękiem. Można się o tym przekonać, słuchając jego recitalu chopinowskiego nagranego w poprzedniej dekadzie specjalnie dla NIFC-u i wydanego na płycie.