Podjęte przez akowców po wybuchu Powstania Warszawskiego próby opanowania większości strategicznych obiektów w prawobrzeżnej Warszawie zakończyły się niepowodzeniem. Słabo uzbrojeni powstańcy nie mieli szans z oddziałami niemieckimi zmierzającymi na front, aby powstrzymać napierającą Armię Czerwoną. Już wieczorem 1 sierpnia 1944 r. było pewne, że dalsza walka nie ma sensu. Przynieść mogła jedynie dalsze straty, represje na ludności cywilnej, a także zniszczenia.

Proces wygaszania powstania zapoczątkował w nocy z 1 na 2 sierpnia mjr Zygmunt Bobrowski „Ludwik”, komendant 5 Rejonu Praga Centralna. Zgodę na przerwanie walk otrzymał on zapewne od dowódcy VI Obwodu Praga AK ppłk. Antoniego Żurowskiego „Bobera”, „Papieża”, przebywającego w jego mieszkaniu przy ul. Białostockiej 20. Najdłużej trwała tzw. Reduta Bródnowska w szkole przy ul. Bartniczej, opuszczona 2 sierpnia o godz. 14.30. Przywoływane w literaturze przedmiotu rozkazy ppłk. Żurowskiego z 4 i 6 sierpnia jedynie sankcjonowały już wytworzoną sytuację o przejściu w stan konspiracyjnego pogotowia.

Czytaj więcej

Prawda w grozie przeżyć

Przebić się na drugi brzeg

Niepowodzenie walki powstańczej spowodowało rozgoryczenie wśród żołnierzy. Powstańcy zdawali sobie sprawę, że przygotowywane latami wystąpienie zakończyło się porażką. Mimo to większość z nich nie straciła wiary w dalszy sens walki. Przeciwnie, nie chcieli się biernie przyglądać zagładzie miasta i zamierzali przyjść mu z odsieczą. Dowódca jednego z praskich batalionów por. Henryk Małowidzki „Ran” wspominał: „Odgłosy walki po drugiej stronie Wisły napawały nas żołnierzy AK ogromnym żalem, że nie możemy współuczestniczyć z oddziałami walczącymi i przyspieszyć wyzwolenie naszej stolicy Warszawy”.

Kwestia opuszczania Pragi nie była jednak sprawą łatwą. Komendant VI Obwodu, który dopuszczał możliwość przerzutu na lewy brzeg Wisły ochotniczych oddziałów, zdecydował w połowie sierpnia 1944 r. o wyprowadzeniu z „kotła praskiego” agend swojego sztabu, a następnie poszczególnych oddziałów na północ, w rejon lasów Choszczówki, gdzie nastąpić miała ponowna koncentracja podległych mu sił. Liczył, że jeżeli uda im się przetrwać w terenie, to możliwe będzie przeprowadzenie uderzenia na Pragę. Do tego teren był silnie patrolowany przez nieprzyjaciela.

Sytuację komplikowały tymczasem rozpoczęte nad ranem 11 sierpnia przez oddziały niemieckie wysiedlenia mieszkańców prawobrzeżnej Warszawy, głównie mężczyzn, mające zapewnić im spokój na zapleczu frontu. Dowódcy i żołnierze nie chcieli biernie czekać na dalsze rozkazy ani tym bardziej dać się wyprowadzić z miasta.

Wśród wielu pomysłów, w jaki sposób dołączyć do walczących, jednym z najbardziej niezwykłych była chęć przebicia się niemieckim pociągiem pancernym z Dworca Wschodniego na Dworzec Główny. Jeden z żołnierzy nawiązał kontakt przez polskich kolejarzy z kolejarzami niemieckimi. Za odpowiednią sumę pieniędzy i ubrania cywilne skłonni byli ponoć do oddania swoich mundurów i broni oraz ułatwienia zaskoczenia załogi wojskowej pociągu pancernego. Niestety, pociąg ten wkrótce odjechał i planu nie udało się zrealizować.

Komenda VI Obwodu rozważała też kwestie przebicia się grupy bojowej mostem Kierbedzia albo atak na niemieckie działa ustawione przy ogrodzie zoologicznym ostrzeliwujące Stare Miasto. Z uwagi na ryzyko dużych strat i małe szanse powodzenia zrezygnowano i z tych planów.

Czytaj więcej

Chłopiec spod „Parasola”

Przeprawy przez Wisłę

Dużo bardziej realnym pomysłem, choć niepozbawionym ryzyka, była próba przeprawienia się przez Wisłę z Grochowa i dołączenia do oddziałów powstańczych na Mokotowie. Dowództwo 3 Rejonu przygotowało w połowie sierpnia 1944 r. plan przepraw na linii Gocław–Siekierki–Czerniaków–Mokotów. Przerzut przez rzekę miał się odbywać z tzw. Krowiej Wyspy. Ze względu na niebezpieczny charakter akcji mieli wziąć w niej udział jedynie ochotnicy, ale za to dobrze uzbrojeni. Organizatorem przepraw mianowano ppor. Romana Sitkowskiego „Wiktora”.

Jedna z pierwszych grup, licząca ok. 30 osób i dowodzona przez ppor. cz. w. Floriana Kołodziejczaka „Maksa”, wyruszyła z 20 na 21 sierpnia. Przeprawa przez Wisłę trwała dwie noce ze względu na brak środków transportowych. Podczas pierwszej próby jeden z powstańców zginął w nurtach rzeki. Druga próba przy pomocy odnalezionych łodzi rybackich okazała się szczęśliwsza. O świcie 22 sierpnia grupa dotarła przez Siekierki do Fortu Dąbrowskiego na Sadybie, gdzie pozostała, wzmacniając miejscową załogę.

Biorąca udział w przeprawach łączniczka Janina Sobiechowska-Skiwska „Janka” wspominała je w następujący sposób: „Dojście do Wisły wymagało ogromnej ostrożności. Marsz był prawie bezszelestny, nakazano pod groźbą wyeliminowania z grupy absolutne milczenie. Na polach gocławskich i w okolicach jeziorka konieczne było częste »padanie« i nasłuchiwanie, gdyż każdy krzew, słupek budził w ciemnościach podejrzenie. Szczególną uwagę należało zachować w pobliżu Wału Miedzeszyńskiego i podczas przeskoku na drugą jego stronę. Trasa ta bez przerwy kontrolowana była przez pancerne niemieckie samochody i czołgi, odbywała się tu również ciągła komunikacja wojskowych wozów dostawczych w kierunku frontu i z powrotem”. Po dojściu do rzeki jej widok, jak zapamiętała, nie był miły dla powstańców. „Czarna toń i plusk wody na szerokiej, zdawało się bezkresnej przestrzeni budziły grozę i lęk”.

W nocy z 22 na 23 sierpnia przeprawiła się przez Wisłę też pierwsza 40-osobowa grupa żołnierzy z plutonów ppor. Sitkowskiego i ppor. Witolda Pruszki „Wita”. Druga pokonała Wisłę kolejnej nocy. Powstańcy byli uzbrojeni w wyprodukowane w konspiracji własnym sumptem pistolety maszynowe Sten. Kolejna 10-osobowa grupa dowodzona przez ppor. Stanisława Sierakowskiego „Stefana” przepłynęła nocą z 23 na 24 sierpnia.

Z Grochowa do powstańców walczących na Mokotowie dołączył jeszcze m.in. tzw. pluton podchorążych pod dowództwem ppor. Zbigniewa Drzewicy-Wasilewskiego „Macieja”, żołnierze z plutonu Orlęcego i grupa powstańców z Targówka. W nocy z 26 na 27 sierpnia przeprawił się inspektor Wojskowej Służby Ochrony Powstania VI Obwodu kpt. Ludwik Pągowski „Ludwik II” wraz z częścią swojego sztabu. Podczas ostatniej przeprawy z 9 na 10 września od wybuchu miny na polach Grochowa zginęło dwóch powstańców, a łączniczka została ciężko ranna.

Oddział ppor. „Maksa” przydzielono do odtwarzanego batalionu „Oaza”. Pluton ppor. „Macieja” dołączył do kompanii por. Czesława Zawadzkiego „Leguna”. W Dywizjonie „Jeleń” znalazła się drużyna Orląt kpr. Tadeusza Łączaka „Maxa”. Pluton ppor. „Wiktora”, zwany plutonem „Grochów”, włączono do batalionu „Ryś”. Powstańcy z prawobrzeżnej Warszawy brali udział w obronie Sadyby przed szturmami niemieckimi, a następnie wycofali się na Dolny Mokotów i Sielce, gdzie walczyli aż do kapitulacji dzielnicy 27 września 1944 r. Na każdym z odcinków wykazywali się odwagą i walecznością, płacąc za to często najwyższą cenę – własnego życia. W trakcie walk poległ m.in. ppor. „Maciej”, zastrzelony w trakcie ubezpieczania odwrotu z Sadyby.

Czytaj więcej

Z boisk na barykady

Kierunek Puszcza Kampinoska

Powstańcy z centralnej Pragi zdecydowali się przedrzeć do Puszczy Kampinoskiej, aby wspierać od północy walczącą Warszawę, a być może z tego kierunku przyjść jej z odsieczą. Decyzję o wymarszu podjął 18 sierpnia mjr Bobrowski na naradzie z członkami swojego sztabu i dowódcami pododdziałów. Plan zakładał przedarcie się jak największej liczby żołnierzy w kierunku Choszczówki, przekroczenie Wisły i dołączenie do oddziałów w Puszczy Kampinoskiej. I tym razem w akcji wziąć mieli w niej udział jedynie ochotnicy.

O ryzyku i niebezpieczeństwie, jakie niosła próba przebicia się, szybko przekonała się grupa prowadzona ppor. Feliksa Matuszkiewicza „Turka”, okrążona 23 sierpnia w Choszczówce. Część z nich Niemcy wywieźli do obozów koncentracyjnych. Ich dowódcę ppor. „Turka” wraz z bratem wysłano do KL Flossenbürg, a następnie do KL Leitmeritz. Obaj zginęli. Również w Choszczówce 25 sierpnia niemieckie patrole schwytały ppor. Tadeusza Nalaskowskiego „Czarnego” z grupą podkomendnych. Sam ppor. „Czarny” trafił do KL Stutthof, miał jednak więcej szczęścia i przeżył.

Do Puszczy Kampinoskiej zdołał się przedrzeć 28 sierpnia por. Małowidzki, który ze swoim pododdziałem, liczącym ok. 47 żołnierzy, włączony został jako pluton tzw. praski do Pułku AK „Palmiry–Młociny”. Dowodzeni przez niego żołnierze 3 września wzięli udział w wypadzie na wsie Sieraków i Truskaw. W walce poległ ppor. Marcin Taszkan „Tur”.

W nocy z 6 na 7 września do Puszczy Kampinoskiej przybyła kolejna grupa żołnierzy VI Obwodu dowodzona przez por. Stanisława Karolewskiego „Lechitę”. Prowadzący grupę por. „Lechita” objął dowodzenie plutonem złożonym z dezerterów z armii niemieckiej z Legionowa. W pododdziale znalazło się kilku innych powstańców z Pragi. Do Puszczy Kampinoskiej przeszedł też uzbrojony i umundurowany ze zrzutów alianckich, liczący 13 żołnierzy pododdział z 2 Rejonu Targówek.

Podczas bombardowania polskich stanowisk w Puszczy Kampinoskiej pod koniec września 1944 r. zginęła m.in. przybyła z Pragi łączniczka Maria Swech „Myszka”, odznaczona Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. W potyczce z nacierającymi oddziałami nieprzyjaciela na placówkę pod wsią Brzozówka poległ jej dowódca por. Tadeusz Królikowski „Kujawski”. Stanisław Karolewski moment jego śmierci zapamiętał tak: „W pewnym momencie poderwał się z okopu, by wydać jakiś rozkaz, lecz został przeszyty pociskami z działka”.

Żołnierze z Pragi walczyli w szeregach Grupy „Kampinos” do momentu jej rozbicia przez Niemców 29 września 1944 r. w bitwie pod Jaktorowem. Z plutonu praskiego w walce poległo czterech żołnierzy, a co najmniej ośmiu zostało rannych.

Dobrze spełniony obowiązek

Powstańcy prascy, którzy włączyli się do walk w Warszawie oraz Puszczy Kampinoskiej, udowodnili swoją dużą ideowość oraz wartość bojową. Dowiedli, że decyzja o niekontynuowaniu walk powstańczych na Pradze nie wynikała z braku chęci, tylko obiektywnych warunków związanych z przewagą nieprzyjaciela. Chcieli się bić i pokazali to w walkach po lewej stronie Wisły. Wspomogli przy tym towarzyszy broni toczących heroiczny bój o Warszawę.

Cel zresztą mieli ten sam. Odzyskać miasto własnymi siłami, zanim wkroczą do niego Rosjanie. Akowcy z Pragi walczyli z ogromnym poświęceniem, nie szczędząc krwi. Świadczą o tym poniesione przez nich straty, wynoszące kilkudziesięciu zabitych i rannych. Dobrze spełnili żołnierski obowiązek.

Radosław Stróżyk jest pracownikiem naukowym Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie