Teza 1: Długie procesy to poważniejszy problem wymiaru sprawiedliwości niż spór wokół neosędziów.
Zdecydowanie tak! Choć pogląd ten nie jest w środowisku prawniczym popularny i być może niektórzy moi Koledzy i Koleżanki obrażą się za to, co powiem - ale spór wokół tzw. neosędziów jest dla większej części społeczeństwa niezrozumiały, nieistotny, trzeciorzędny i "insiderski". Przedsiębiorcy i obywatele, nie tylko nasi klienci, chcą przede wszystkim stabilnego prawa, efektywnych rozwiązań (tj. takich, które mniej "kosztują", nie generują zbędnej biurokracji), sprawnych sądów, przejrzystych procedur oraz pewności, że po prawomocnym orzeczeniu wiemy na czym stoimy i politycy żadnej opcji nie będą już "mieszać" w sprawie.
A na to się niestety nie zapowiada - i to niezależnie od tego, kto wygra najbliższe wybory prezydenckie oraz kolejne parlamentarne.
Teza 2: Reformy, które pozwolą skrócić czas rozpatrywania spraw w sądach należy wprowadzić niezależnie od tego, kiedy zostanie rozwiązany kryzys związany z powołaniami sędziowskimi.
Obserwacja rzeczywistości polityczno-prawnej prowadzi do wniosku, że tzw. "kryzys związany z powołaniami sędziowskimi" nie zostanie definitywnie w najbliższych latach rozstrzygnięty na rzecz żadnej ze stron. Tym bardziej zatem nie można uzależniać od niego reform, które podniosą efektywność pracy sądów.
Teza 3: Wyprowadzenie określonych spraw z sądów może znacząco wpłynąć na przyspieszenie procesów sądowych bez jakości dla poczucia sprawiedliwości obywateli.
Powtarzam to konsekwentnie od wielu lat - nie da się "mieć ciastka i zjeść ciastka", tj. utrzymywać szeroko rozumianych konstytucyjnych praw do sądu, dwuinstancyjności itp., a jednocześnie oczekiwać, że sądy będą działać sprawnie. Konieczne jest odważne i uczciwe postawienie sprawy: sąd państwowy powinien być ostatecznością, zarezerwowaną dla spraw poważnych, których nie da się "wyprowadzić" poza judykatywę. Wiele kwestii można powierzyć - i to naprawdę bez szkody dla jakości ich rozstrzygania - innym podmiotom i procedurom, w tym np. organom administracji publicznej lub sądom prywatnym (arbitrażowym).
Teza 1: Rząd powinien przygotować propozycje deregulacyjne na podstawie pomysłów zespołu Rafała Brzoski, ale po starannej analizie ich celowości i zgodności z systemem prawnym
Wielość i różnorodność propozycji przekazywanych Panu Rafałowi Brzosce oraz sama idea "społecznej, oddolnej akcji deregulacyjnej" nakazuje ostrożność i konieczność filtracji postulatów zmian legislacyjnych, w którą powinny być zaangażowane instytucje publiczne odpowiedzialne za sferę stanowienia prawa (m.in. Rządowe Centrum Legislacji, Rada Legislacyjna, poszczególne ministerstwa), a także wyspecjalizowane ośrodki badawczo-eksperckie, w tym instytuty (np. Polski Instytut Ekonomiczny), podmioty akademickie oraz uznane organizacje pozarządowe.
O ile deregulacja jest oczywiście potrzebna (zresztą nie tylko tu i teraz, ale w ogóle permanentny monitoring stanu legislacji w celu identyfikacji bubli prawnych i rozwiązań generujących więcej szkody niż pożytku) - nie powinna ona stać się furtką dla rozwiązań nieprzemyślanych, generujących ryzyka prawne, czy korzystnych wyłącznie dla partykularnej grupy podmiotów, aktywniej lobbujących od innych, a naruszających zasady równości, konkurencji, czy proporcjonalności.
Trzeba pamiętać również, że nieraz pozornie drobna-punktowa zmiana w systemie prawnym (uzasadniona z perspektywy jednej grupy adresatów) skutkować może powstaniem luki w systemie prawnym lub być źródłem kontrowersji interpretacyjnych, które negatywnie przełożą się na praktykę stosowania przepisów.
Teza 2: Zamiast głębokiej deregulacji rząd powinien raczej rozpocząć działania na szeroką skalę, uświadamiające urzędnikom konieczność takiego stosowania obowiązującego prawa, by nie utrudniać życia uczciwym przedsiębiorcom i obywatelom
Albo zmiany legislacyjne (w tym deregulacja) albo "działania uświadamiające względem urzędników" - to dylemat w stylu: "czy - by przeżyć - należy jeść, czy pić?". Oczywiście konieczne jest i jedno, i drugie.
Moje osobiste doświadczenia związane z kilkoma podejściami do "deregulacji" w różnych kadencjach parlamentarnych przekonują mnie, że: deregulując, tj. upraszczając przepisy i procedury, optymalizując regulacje pod względem kosztów i zysków, redukując obciążenia biurokratyczne, a nawet znosząc obowiązki wprowadzone przez prawodawcę - pamiętać trzeba o ryzyku poszerzenia swobodnego uznania administracji publicznej, czyli sytuacji, w której arbitralna władza urzędnika wzrośnie.
Niejednokrotnie jest tak, że przerost regulacyjny - czyli np. szczegółowe, kazuistyczne przepisy normujące dokładnie jakie dokumenty i ile załączników wnioskodawca powinien złożyć, by uzyskać decyzję administracyjną - z jednej strony irytują obywateli i przedsiębiorców, ponieważ angażują ich czas i energię, z drugiej jednak ograniczają ryzyko nadużyć, błędów, wydania negatywnych rozstrzygnięć przez organ administracji publicznej.
Teza 1: Obecne przepisy dotyczące obecności pełnomocnika podczas przesłuchania świadka są wystarczające
Teza 2: Tak jak proponuje w swoim projekcie Naczelna Rada Adwokacka, prokurator nie powinien mieć możliwości odmowy dopuszczenia pełnomocnika do przesłuchania świadka
Teza : Cyfryzacja, zmiany organizacyjne i upowszechnienie pozasądowych metod rozwiązywania sporów rozwiążą większość problemów z niewydolnością sądów
Generalnie zgadzam się, że konieczne jest szeroko rozumiane unowocześnienie polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Musi ono być jednak połączone z krytycznym rozważeniem zakresu kognicji sądów i ograniczeniem drogi sądowej do spraw poważnych.
Bardzo wiele spraw, które aktualnie należą do judykatywy – można z powodzeniem rozwiązać w inny sposób, np. przekazując organom administracji publicznej, a nawet instytucjom prywatnym lub w ogóle deregulując. Podobnie jest z zasadą dwuinstancyjności – nie da się „mieć ciastka i zjeść ciastka”, tj. oczekiwać bardzo wysokich standardów procesowych (jakie gwarantuje ustrojodawca w konstytucji) i mieć jednocześnie sprawny, szybki i rzetelny sąd.
Co więcej, jest wiele procedur administracyjnych, w których orzekające organy administracji publicznej doskonale sobie radzą, a jednocześnie strony zachowują liczne oraz realne prawa i gwarancje procesowe – co w praktyce nie zawsze ma miejsce przed sądem powszechnym. Zwłaszcza gdy trafiamy na sąd „zalany” sprawami, stosujący model orzekania „kopiuj–wklej”, gdzie możliwość wypowiedzenia się jest iluzoryczna, a skład orzekający nie ma czasu na analizę pism i składanego materiału dowodowego.
Teza 1: Instytucja skargi nadzwyczajnej powinna być zlikwidowana.
Teza 2: Zlikwidowane powinny być dwie tzw. nowe Izby Sądu Najwyższego: Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Odpowiedzialności Zawodowej. Ich kompetencje powinny przejąć „stare” izby SN.