Jak walczyć z biurokracją? Eksperci: deregulacja to nie wszystko
Teza 1: Rząd powinien przygotować propozycje deregulacyjne na podstawie pomysłów zespołu Rafała Brzoski, ale po starannej analizie ich celowości i zgodności z systemem prawnym
Deregulacja w pewnych dziedzinach życia jest niezbędna. Szkoda, że działania w tym zakresie wpisują się w kampanię polityczną a nie są owocem pracy wynikającej ze sprawowania władzy jako takiej. Mnóstwo przepisów wydaje się być zbędnych, bezsensownych, zbyt rygorystycznych. Te elementy zależą oczywiście często od sytuacji, w których mają być stosowane, wielości podmiotu, którego mają dotyczyć, etc. Uważam jednocześnie, że obecny trend i pomysły SprawdzaMY powinny być wstępem w zakresie większego i systemowego projektu deregulacji w niektórych dziedzinach życia. Przykładowo w prawie podatkowym i tym, które wpływa na obciążenia MŚP, z roku na rok wydać coraz więcej nowych - często mało sensownych - regulacji. Z drugiej strony deregulacja nie może prowadzić do sytuacji, w której będziemy bazować wyłącznie na zasadzie: "co nie jest zabronione, jest dozwolone". Niemniej jednak odchudzenie przepisów to coś, co wydaje się być niezbędne aby ułatwić m.in. prowadzenie MŚP biznesu w Polsce.
Teza 2: Zamiast głębokiej deregulacji rząd powinien raczej rozpocząć działania na szeroką skalę, uświadamiające urzędnikom konieczność takiego stosowania obowiązującego prawa, by nie utrudniać życia uczciwym przedsiębiorcom i obywatelom
Deregulacja i nawet niekoniecznie uświadamianie urzędników, ale ich szkolenie i inwestowanie w nich, powinny iść w parze. Niestety smutnym obrazem polskiej rzeczywistości jest to, że organy w różnych dziedzinach życia w różnych regionach kraju, w różny sposób reagują na te same zagadnienia. Często jest tak, że organy - często poprzez brak właściwej wiedzy osób tam zatrudnionych - działają niezgodnie z prawem. To działanie nie wynika (z moich doświadczeń) z tego, że urzędnicy, to krwiopijcy i celowo nie chcą "iść na rękę" Klientom urzędów (celowo nie piszę petenci). To normalni, fajni ludzie, którzy w swoim znaczeniu są ofiarą naszego systemu. Niedofinansowanego, zostawiającego często urzędnika samemu sobie z jego problemami (paradoksalnie dotyczącymi spraw obsługiwanych przez urząd), który płaci się słabo za wykonaną pracę urzędnika, nie dba o niego, nie szkoli, nie chwali a wyłącznie stawia wysokie (bo przecież nasz system prawny do najprostszych nie należy) wymagania. Przez brak właściwego finansowania strefy budżetowej sami zapędzamy siebie (jako państwo) w kozi róg. Im gorzej wyszkoleni urzędnicy im mniej zmotywowani, tym gorzej działa aparat państwowy i docelowo wszyscy na tym tracimy. Podobnie jest zresztą z edukacją dla najmłodszych, systemem szkolnych, czy uniwersytetami.