Kiedy w Warszawie wybuchło i trwało Powstanie, musiała nań zareagować niemiecka, polskojęzyczna prasa. Niemcy bowiem od początku okupacji – jak każdy najeźdźca - kierowali do Polaków swój propagandowy przekaz; w czasie wojny na zajętym obszarze Polski niewłączonym bezpośrednio do Rzeszy, w tzw. Generalnym Gubernatorstwie, wydawali i pozwalali z rzadka wydawać książki, broszury, prasę. Druki te miały bardzo różny charakter, nie zawsze propagandowy, ale zapamiętana została szczególnie prasa, która miała dla okupanta takie właśnie znaczenie. Dość powszechnie określana była, skrajnie pejoratywnie, mianem „prasy gadzinowej”.
W okupowanej Polsce ukazywały się dzienniki dostarczające odpowiednio dobranych wiadomości zgodnych z linią i potrzebami wojennej propagandy niemieckiej. Najbardziej znanymi tytułami z tego segmentu były „Nowy Kurier Warszawski” i „Goniec Krakowski”. Wydawano też periodyki rozrywkowe czy quasi-kulturalne, aczkolwiek ich poziom był najoględniej mówiąc niewysoki. Drukowano więc takie czasopisma jak „Ilustrowany Kurier Polski”, „7 Dni”, „Co miesiąc powieść” czy „Fala”, mająca charakter półpornograficzny. Ukazywały się też czasopisma „apolityczne”, kierowane do grup zawodowych (rolników, pszczelarzy, lekarzy itp.), zezwolono na wydanie jednego numeru „Rycerza Niepokalanej”.
Kiedy więc wybuchło powstanie, niemiecka propaganda oczywiście musiała w jakikolwiek sposób, wcześniej czy później ten zryw zauważyć, przetworzyć propagandowo i coś Polakom zaserwować. „Nowy Kurier Warszawski” powstanie zauważył dość szybko; oskarżał o jego wzniecenie a to emigrację londyńską, a to czyniąc zań odpowiedzialną Moskwę. W swoich tekstach dziennik koncentrował się na cierpieniach ludności cywilnej, wyrażał współczucie i lał krokodyle łzy nad trudnym losem zwykłych mieszkańców. Już 19 sierpnia, kiedy do końca walk było daleko, dziennik donosił, że „powstanie w Warszawie wygasa”.
„Nowy Kurier Warszawski” o pakcie Niemiec, Włoch i Japonii
Ciekawostką jest, że prasa gadzinowa poza Warszawą najwyraźniej otrzymała zakaz wspominania o powstaniu i zdecydowała się powstańczy zryw zauważyć po dłuższym czasie. Przez niemal 3 tygodnie „Goniec Krakowski” (dziennik!) słowem nie wspominał o sytuacji w Warszawie, znajdując w tym czasie miejsce na teksty o zmianach w bułgarskiej bankowości, o pierwszym śniegu w Szwecji czy pladze wilków w Portugalii… Pierwsza wzmianka o powstaniu pojawiła się dopiero w numerze z 20-21 sierpnia – mieszkańcy Krakowa mogli się wówczas dowiedzieć, że „Warszawa stanęła w obliczu straszliwej katastrofy”, że „członkowie nielegalnej organizacji stworzonej i utrzymywanej środkami obcych agentur, a mianowicie tzw. Armii Krajowej, rozpętali ruch powstańczy, który objął szereg dzielnic Warszawy”. W tym i późniejszych numerach gadzinowego dziennika znajdowano oczywiście pełne zrozumienie dla działań bojowych podjętych przez Niemców, akcentując to jako bezwzględną konieczność w obliczu bliskości frontu wschodniego. Charakterystyczne dla ówczesnej propagandy było to, że nazywając powstanie „szaleńczym eksperymentem” rezygnowano z bezpośrednio antypolskich fraz, skupiając się na zarzucaniu odpowiedzialności za cierpienia ludności cywilnej agentom państw alianckich, których czołowym ekspozytorem miał być dowódca AK generał Tadeusz Bór-Komorowski. Ciekawe (na co kiedyś zwrócił uwagę badacz tematu Tomasz Głowiński, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego), że sposób pisania w gadzinówkach o Borze-Komorowskim jako „człowieku ambitnym i bezwzględnym”, zadaniowanym przez reakcyjnych emigrantów, jest niezwykle podobny do obrazu generała serwowanego w drukach komunistycznych po wojnie. Głowiński pisał: „takie podejście do sprawy podjęła po wojnie polska historiografia, nie zdająca sobie sprawy z tego, że kopiuje wzory goebbelsowskie”.
Czytaj więcej
Spośród stronnictw „wielkiej czwórki” PPS-WRN najbardziej popierała ideę współpracy z pionem wojs...
Ciekawym, flagowym wręcz pismem paneuropejskim drukowanym przez Niemców był dwutygodnik (dwie edycje w miesiącu) „Signal”. Było to ukazujące się od 1940 r. pismo kolorowe, wzorowane pod względem formy na amerykańskich pismach ilustrowanych; wydawane było niezwykle starannie. Miało około dwudziestu wersji językowych i olbrzymie nakłady. „Signal” propagował oczywiście niemiecką, nazistowską wizję świata i powojennego urządzenia Europy. W tej jednoczonej przez nazistów ogniem, żelazem, antysemityzmem i propagandą Europie dla Polaków nie przewidywano w zasadzie miejsca, stąd też polska edycja „Signala” pojawiła się dopiero w 1944 r., kiedy to w obliczu klęsk i katastrofy próbowano jakoś Polaków zjednać do współdziałania w obliczu nadciągających bolszewików. Zdążyło się ukazać najprawdopodobniej tylko 7 numerów polskiej edycji, ale jeden z nich przyniósł bardzo ciekawy, specjalny, dwunastostronicowy dodatek – wkładkę, w całości traktujący o Powstaniu Warszawskim.
„Gadzinówki” pisały o dramacie ludności cywilnej, zrzucając winę na „agentów Londynu”
Zawierał on kilka dużych zdjęć z Powstania, co prawda czarno-białych, ale (zwłaszcza zważywszy na ówczesne realia) bardzo dobrych jakościowo. Szczególnie przejmujące jest pomieszczone na rozkładówce wielkoformatowe lotnicze zdjęcie płonącej Warszawy, wykonane w pierwszych dniach zrywu… Zdjęciom towarzyszył tekst opisujący m.in. polityczne okoliczności wybuchu powstania, napisany z niewątpliwie niezłą znajomością polskich spraw i konfliktów dzielących emigrację londyńską i polskich komunistów. O wybuchu zrywu autor pisał, że „niemieckie wojska rozpoczęły natychmiast przygotowane przeciwdziałanie. Opustoszałe wspaniałe ulice Warszawy stały się widownią bezlitosnych starć ulicznych”. W te rozważania wpleciony został materiał zamianowany „pamiętnikiem Zofii Czarneckiej”. Miały to być zapiski odnalezione przy jednej z ofiar powstania, czynione na bieżąco podczas pierwszych tygodni walk. Materiał ten obrazował tragedię miasta i jego cywilnych mieszkańców, ale i zawierał także dopuszczone przez wojenną cenzurę (zapewne w celu zautentyzowania całości) elementy antyniemieckie („zemsta Niemców będzie straszną”). Całość zapisków przepojona jest współczuciem dla rodaków, którzy dali się otumanić propagandzie alianckiej.
Częściowo spod segmentu prasy gadzinowej wymykało się pismo „Przełom”. Było ono redagowane przez Polaków za zgodą Niemców (i podległe ich cenzurze), szatą graficzną stylizowane na periodyk podziemny. Józef Mackiewicz pisał zaraz po wojnie, że „było to drobne pisemko, jedyne w kraju, poza propagandowymi urzędówkami niemieckimi w języku polskim, stojące na gruncie «nowego ładu Hitlera»”. Było nieudaną i późną próbą (pierwszy numer ukazał się w kwietniu 1944 r.) wpłynięcia na relacje polsko-niemieckie w duchu jakiegoś porozumienia, uświadomienia wspólnoty celów na gruncie antybolszewickim.
Głównym redaktorem był krytyk literacki Jan Emil Skiwski działający – warto to zaznaczyć - z pobudek niekoniunkturalnych, niematerialnych (Czesław Miłosz przyznawał, że „był człowiekiem idei i pasji intelektualnej”). Pismo ukazywało się dość nieregularnie, miało charakter periodyku idei i nie zawierało bieżących doniesień z frontów. Przekonywało za to w tekstach programowych, że tylko w sojuszu z Niemcami możliwe będzie częściowe chociażby ocalenie narodu i kultury. Powstanie Warszawskie postrzegano w podobny sposób jak w oficjalnych urzędówkach – jako rzecz fatalną, zainspirowaną przez szaleńców z Londynu i Moskwy, jako rzecz idącą w poprzek polskich interesów, które to interesy powinny nakłonić Polaków do współpracy z Niemcami; oczywiście i tutaj także wyrażano głębokie współczucie cywilom.
Najmłodszy kolporter prasy powstańczej
W numerze wrześniowym pisano: „…setki tysięcy ludzi straciły wszystko co posiadały, pozostały w jednym ubraniu, jednej koszuli (…) Gdy teraz ulice śródmieścia wyglądają jak kupy gruzów, gdy miasto wymarło, to po co było robić powstanie? W czyim interesie leżało takie pokierowanie sprawami politycznymi? Są to pytania, które z rozpaczą zadają sobie warszawianie”. W numerze z października dużym drukiem, na pierwszej stronie redaktorzy napisali: „Cześć poległym powstańcom Warszawy. Posłuszni rozkazom, oszukani przez świat polegli z wiarą w dobrą sprawę narodu polskiego”. A zaraz potem, w tym samym numerze Feliks Burdecki (drugi z filarów pisma) deklarował (po upadku powstania!), że oto „zaczyna się kruszyć mur nieporozumień polsko-niemieckich”…
Tomasz Kornaś jest historykiem i publicystą. Publikował m.in. w „Dzienniku Polskim”, „Historii Do Rzeczy”, „Twórczości”. W roku 2022 ukazał się wybór jego tekstów „Starym czasom naprzeciw”