Piotr Żelazny z Soczi
Wielu kibiców i fachowców tego się spodziewało i liczyło na to, że prawdziwe otwarcie mundialu nastąpi w piątkowy wieczór w Soczi, gdy mistrz Europy Portugalia zagra z Hiszpanią. Że wcześniej rozegrane mecze były tylko niewiele znaczącymi przystawkami. I faktycznie tak się stało. Na przepięknie położonym stadionie, z którego widać Kaukaz z jednej, a Morze Czarne z drugiej strony, obie ekipy rozegrały znakomite spotkanie. Król jednak był jeden – Ronaldo.
To w końcu ma być mundial Cristiano Ronaldo. Dla Portugalczyka, aktualnego przecież złotego medalisty Europy, to czwarty występ w finałach mistrzostw świata. I chociaż na każdym mundialu Ronaldo zdobywał gola, to nigdy nie strzelił więcej niż jednego. Dorobek Ronaldo na tej największej piłkarskiej imprezie był do piątkowego wieczora nad wyraz skromny – 13 meczów, trzy gole, dwie asysty. Strzelał Iranowi w 2006 roku (z karnego), Korei Północnej (na 6:0, w wygranym 7:0 spotkaniu) cztery lata później, oraz Ghanie w 2014 roku.
Czwarty mundial pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki rozpoczął jednak z niesamowicie wysokiego C. Nie minęło 180 sekund, gdy miał już gola numer cztery w mundialach, pierwszą połowę kończył z pięcioma bramkami w finałach na koncie, a minutę przed końcem spotkania poprawił swoje statystyki o 100 procent, gdy fenomenalnie wykonał rzut wolny i doprowadził do remisu 3:3.
Zegar stadionowy pokazywał drugą minutę gdy kolega klubowy z Realu Madryt Nacho Monreal podciął Cristiano w polu karnym. Sędzia Gianluca Rocchi od razu pokazał, że będzie rzut karny. Do piłki oczywiście podszedł Ronaldo. Nikt inny nie mógł. Pewnie nawet żadnemu koledze przez głowę nie przeszła myśl, że to on mógłby spróbować wykonać tę jedenastkę. Portugalczyk wziął głęboki wdech, wzruszył ramionami i mocno uderzył w swoją prawą stronę posyłając Davida De Geę w przeciwną.