Nie będzie powtórki z zeszłego roku – Liga Mistrzów znów zamknięta dla polskiego klubu. Legia Warszawa wygrał 1:0, ale w dwumeczu okazała się słabsza od mistrza Kazachstanu – FK Astana. Tym bardziej boli trzecia bramka stracona w stolicy Kazachstanu tydzień temu – w doliczonym już czasie gry zdobył ją Patrick Twumasi. Gdyby nie tamten gol dzisiejszy rezultat oznaczałby, że to Legia pozostanie w walce o Champions League.
Inna sprawa, że takich „gdyby” – jak to niestety przez ponad 20 lat bywało – można wyliczyć więcej. Chociażby Armando Sadiku jeszcze w pierwszej połowie miał fantastyczną okazję, gdy po dośrodkowaniu Adama Hlouska mógł i powinien był trafić strzałem głową do siatki. Pytanie czy ta porażka nie oznacza, że polscy kibice znów się będą musieli przyzwyczajać do odliczania kolejnych lat bez nszego klubu w Lidze Mistrzów To bowiem jest ostatni sezon, gdy obowiązują takie zasady kwalifikacji. W przyszłym sezonie droga do Champions League się wydłuży i będzie jeszcze bardziej kręta.
Taki rezultat nie oznacza, że drużyna Jacka Magiery już się pożegnała z rozgrywkami europejskimi. Porażka na tym etapie oznacza, że mistrz Polski dostanie jeszcze jedną szansę – w piątek pozna swojego rywala w IV rundzie eliminacji Ligi Europy. Mistrz Polski będzie jedną z rozstawionych drużyn, wylosuje więc teoretycznie słabszego przeciwnika. Nie ma co jednak ukrywać, że ewentualny awans do LE to będzie tylko nagroda pocieszenia i na otarcie łez. Legia – szczególnie po tym jak w zeszłym sezonie udało jej się wejść na salony – miała całkowicie inne plany na tę jesień.
Brak awansu do Ligi Mistrzów to oczywiście nie tylko kwestia wizerunku, ale także – a może przede wszystkim – finansów. Po poprzednim sezonie w Legii sytuacja finansowa nie jest dobra. Oczywiście nikt w klubie nie zakładał przy planowaniu budżetu gry w Champions League, ale jednak planem minimum był udział chociaż w rundzie play-off – tej decydującej o awansie do fazy grupowej. Tam odpadający dostaje trzy miliony euro. Wygrany dostaje o milion mniej, ale za awans do fazy grupowej może liczyć na premię w wysokości ponad 12 milionów euro. To ponad 10 milionów mniej niż za osiągnięcie tego samego w LE.
Legia w środowy wieczór była jednak przede wszystkim przeraźliwie bezpłciowa. Brakowało jej charakteru, brakowało kogoś, kogo będzie stać na jakieś nieszablonowe rozwiązanie, jedną akcję. Tym, który wniósł najwięcej ożywienia był 18-letni Sebastian Szymański, co wiele mówi o pozostałych. To właśnie chłopak, który dopiero od dwóch miesięcy ma dowód osobisty asystował przy bramce strzelonej przez Jakuba Czerwińskiego.
Mistrz Polski niemal nie stwarzał sytuacji. A Astana ustawiła się bardzo głęboko, broniła całym zespołem, okrutnie kradła czas, ale jednak w Legii nie było nikogo, kto umiałby ten mur skruszyć.